środa, 1 maja 2013

Rozdział 26 - Ludzie się zmieniają, prawda?



Witajcie! Napisałem kiedyś w komentarzu pod poprzednim opowiadaniem, że chciałbym skończyć ten rozdział w tamtym roku i że zobaczę, "jak wyjdzie". Nie wyszło, jak widać. Przepraszam, że tyle trzeba było czekać na tą część. Długo szło mi pisanie. Sporo wydarzeń jest. To chyba najdłuższy rozdział ze wszystkich, ale chciałem go też porządnie przygotować. Końcówka może pozostawiać trochę do życzenia, ale nie chcę na dłużej odkładać publikacji. Tak więc, mam nadzieję, że będzie ciekawie się czytało i nie znudzicie się długością opowiadania.


Miłej lektury! ;)





Czas nagli, a czarodziejki i magików dręczy jedna, przygnębiająca myśl. Czy Roxy i Otto żyją? Czy jeszcze kiedykolwiek ich zobaczą? Teraz jednak nie czas zadawać sobie te pytania. Narodziły się konflikty między czarodziejkami. Mimo wszystko trzeba współpracować. Próba jest najważniejsza. To czy zadanie się powiedzie zaważy losem całego magicznego wymiaru.


Nicość. Całkowita ciemność. I to uczucie pustki. Wolność, wrażenie lekkości. To właśnie czuła Roxy. Przerażało ją to z lekka, gdyż sama nie wiedziała co dzieje się z nią i wokół niej. Rozmyślała nieustannie czy umiera. Dziewczyna spróbowała poruszyć ręką, jednak na nic były jej starania. Po kilkudziesięciu sekundach wpadła w panikę. To ją przerastało. Nagle, znikąd pojawiło się nad nią białe światło. Czarodziejka poczuła jak mimowolnie leci ku niemu. Ważyła tyle ile ptasie pióro. Wtedy przestała się bać i poczuła spokój. Podobne doświadczenie miał Otto, chociaż Roxy o tym nie wiedziała. Obydwoje wlecieli do białego, rozszerzającego się punktu. Jeszcze przez kilka chwil wszystko pozostało białe. Wkrótce wszystko się zmieniło.


W tym samym czasie magicy i czarodziejki podążali przed siebie. Nie było wtedy osoby, w której nie buzowałoby od emocji. Utrata dwóch bliskich osób, złość na Laylę (głównie ze strony Stelli) oraz zadanie do wykonania. Przyszłość pozostawała tajemnicą. Jakby tego było mało, łowcy czarodziejek szykowali się do podboju Alfei. Nikt nie chciał nawet myśleć co by się mogło wydarzyć, gdyby nie udało się wrócić na czas. Po niecałej godzinie wszyscy ujrzeli większy budynek. Przypominał świątynię, ale musiała to być świątynia wybudowana wiele wieków temu. Sprawiała wrażenie jakby miała niedługo runąć. Cały obiekt był dość spory i wysoki, a na około rozchodziły się pustkowia. Bloom podeszła powoli do drzwi i chwyciła za klamkę, ale te nie otworzyły się.

— Mogliśmy się tego spodziewać — oznajmił Nabu, a Bloom przyjrzała wtedy się wrotom.

— Potrzebujemy klucza, tak? — spytała Stella.

— Chyba nie... Tutaj nie ma żadnej dziurki na klucz — odpowiedziała zdziwiona Bloom.

— Czyli rozwiązanie musi być niedaleko — stwierdziła Layla. Flora natomiast poszła rozejrzeć się po okolicy i przyjrzeć budynkowi.

— Nie możemy po prostu zniszczyć tych drzwi? — zapytał Brandon.

— To najlepszy pomysł. Enchantix! — krzyknęła Stella, jednak nic się nie stało.

— Niewiarygodne, nie mamy naszych mocy! — powiedziała głośno.

— Nie rozumiem — zdziwiła się Musa.

— Słuchajcie, mam pomysł! Widziałam dźwignię gdzieś dziesięć metrów nad nami. Zgaduję, że ona otworzy nam drzwi — powiedziała Flora, gdy wróciła po kilku minutach.

— Świetnie, Floro! — pochwaliła ją Bloom.

— Sprytnie — dodała Layla.

— Jednak nie możemy teraz wykonać transformacji, więc również i latać. Co zrobimy wobec tego? — spytała Stella.

— To by było za proste. Trzeba... — mówiła rudowłosa, ale jej przerwano.

— Wspiąć się po ścianie! — powiedział z radością Sky.

— To zadanie dla specjalistów, dziewczyny! — dodał Brandon.

Wszyscy mężczyźni podeszli do ściany. Powoli i małymi krokami wspinali się po wystających lekko ze ściany cegłach. To wcale nie okazało się takie proste. Magicy wspięli się na najwyżej trzy metry po całej godzinie. Nie udawało im się utrzymać na ścianie wystarczająco długo, dlatego często z niej spadali.

— Specjaliści, co my byśmy bez was zrobiły? — zapytała ironicznie Musa.

— Straciłyśmy sporo czasu i nadal nie możemy wejść. Trzeba szybko coś wymyślić — powiedziała Layla.


Roxy z Ottem doznała czegoś niesamowitego. Ujrzała ten sam świat w którym przebywali obecnie jej przyjaciele. Dziewczyna wiedziała, że Otto jest blisko niej. Czuła jego obecność. Widziała go w postaci małego, niebieskiego promyka światła. On natomiast rozpoznawał ją po czerwonym promyku. Rozmawiali ze sobą myślami. Mogli unosić się w powietrzu. Grawitacja nie istniała. Obydwoje chcieli dotrzeć do przyjaciół by ich wesprzeć. Stało się to natychmiastowo. Wystarczyła jedna myśl, jedno pragnienie. Wkrótce przekonali się, że są niewidoczni w tej postaci dla swoich przyjaciół. Roxy spróbowała zrozumieć co się dzieje. Widziała Bloom stojącą bezradnie przy wrotach do świątyni i mężczyzn, którzy wspinali się nadaremnie po ścianie. Zastanawiała się przez chwilę po co to robią. Spojrzała wyżej. Minęło kilka chwil i dziewczyna już wiedziała w czym problem. Potrzebna jej była tylko pojedyncza myśl, aby dźwignia opuściła się, otwierając tym samym drzwi. Chwilę potem Otto i Roxy byli świadkami zdziwienia całej grupy. Czas jednak naglił, toteż każdy wszedł do wnętrza świątyni. Małe i niewidzialne im promyczki światła uczyniły to samo. Wrota zamknęły się.


Wnętrze budynku okazało się zupełnym przeciwieństwem jego wyglądu zewnętrznego. Faktycznie przypominało świątynię i do tego w świetnym stanie. Wszyscy oglądali salę w której obecnie przebywali. Ściany mające złoty kolor przyozdobiono niezwykłymi wzorami. Na jednej z nich, wysoko dało się zobaczyć dwa okręgi obok siebie. Poza tym reszta wnętrza okazała się uboga. Nikomu nie przychodziły żadne pomysły do głowy. Następy kwadrans poświęcono na burzę mózgów, choć na marne. Bloom uznała, że ten budynek nie jest częścią testu. Niedługo potem, każdy podzielił jej zdanie. Każdy, za wyjątkiem Flory, która wyczuwała czyjąś obecność w powietrzu. Pozostali kierowali się do wyjścia. Czarodziejka natury poprosiła, aby usiedli na ziemi i czekali cierpliwie. Powiedziała im o swoim przeczuciu — o tym, że coś się może wydarzyć. Otto i Roxy przyglądali się wszystkim z góry, ale stwierdzili po chwili, że nadeszła ich kolej na działanie. Od razu przyszły im do głowy dwa okręgi na ścianie. Polecieli w kierunku nich. Przy odległości jednego metra poczuli jak zostają przez nie wciągani.


W pewnej chwili każdy dostrzegł, że zaczyna się robić niewyobrażalnie jasno. Nikt jednak nie miał zielonego pojęcia co się wtedy tak naprawdę działo. Całą sytuację trudno mi było racjonalnie opisać. Nie wszystko da się zawrzeć w słowach.

— Czarodziejki i magicy! Trzymajmy się razem! — krzyczała Bloom.

Wszyscy instynktownie złapali się za ręce tworząc przy tym okrąg. Potem wszystko zniknęło. Każdy odniósł wrażenie jakby szybko się kurczył. Następnie pojawiło się niesamowite doznanie lekkości. Około tuzin promyczków, którymi stała się cała grupa przemierzało przestrzeń kosmiczną szybciej niż z prędkością światła. Następnie wszyscy mieli uczucie upadku i natychmiastowego wybudzenia. Każdy błyskawicznie otworzył oczy. Jeszcze przez parę najbliższych chwil zajęło wszystkim opanowanie emocji i doznań. Jak to wytłumaczyć? A może cała wyprawa to tylko sen? Nie, niemożliwe. Czy misja się w ogóle powiodła? Każdy nękał się pytaniami. Wkrótce magicy i czarodziejki zauważyli, że znaleźli się w Alfei.

— Niezwykłe, nie sądzicie? — zapytała Bloom podekscytowana doświadczeniem.

— Dokładnie. Czuję taki spokój. Ja chcę jeszcze raz! — mówiła Layla.

— Bez przesady. Ja nawet nie wiedziałam czy taka podróż skończy się bezpiecznie — powiedziała Stella.

— Słuchajcie, nie chciałbym przerywać waszych wrażeń, ale to nie koniec naszej misji. Magiczny wymiar nie jest jeszcze bezpieczny — odezwał się Nabu.

— Hej, dziewczyny! — odezwała się uradowana Roxy. Bloom natychmiast do niej pobiegła i przytuliła ją.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie i Otta martwiliśmy! — powiedziała. Reszta grupy podzielała jej radość.

— Dziewczyny, przepraszam za moje zachowanie w trakcie misji — mówiła Layla do całej grupy.

— Ja też cię przepraszam. Nie potrafiłam cię zrozumieć. Bałaś się bardzo o Nabu. Teraz rozumiem — odpowiedziała Stella.

— Tak… Dzięki, Stello — odpowiedziała cicho..

— Już wszystko jest dobrze. Nie przejmuj się — powiedziała Flora, a na jej twarzy malował się uśmiech.

— Chodź do mnie, Laylo — odezwał się Nabu. Gdy tylko do niego przyszła, zaczęła go całować.

— Otto, co się z wami działo? — zapytał Sky.

— Wiesz, pamiętam jak spadałem. To był koszmar. Wiedziałem, że to mój koniec. Nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę! Ja… Ja nie chciałem umierać! — z trudem opisywał swoje emocje.

— Rozumiemy. Nikt z nas pewnie tak się nigdy nie bał jak ty — mówił Brandon wyrozumiałym głosem. — Kontynuuj — dodał po chwili.

— Dziwne to, ale mam jakąś pustkę w pamięci. Nie pamiętam żadnego upadku. Spadałem i potem czułem się sparaliżowany. Nie mogłem się ruszyć, ale po chwili zobaczyłem jakiś biały, rozszerzający się punkt do którego mnie „wciągało”. Czułem się jakbym nic nie ważył. Towarzyszyło mi przy tym uczucie spokoju. Coś niesamowitego!

— Otto, przeżyłam dokładnie to samo! — Roxy potwierdziła jego słowa.

— I wkrótce przeniosłem się na tą planetę na której byliśmy wszyscy. Zobaczyłem małe, czerwone światełko. Jakoś czułem, że to Roxy. Nawet mogłem z nią rozmawiać telepatycznie — opowiadał Otto.

— Ja poznałam go po niebieskim światełku — dodała dziewczyna.

— Potem chciałem z nią zobaczyć swoich przyjaciół i znaleźliśmy się przy świątyni. Roxy przesunęła myślami dźwignię. W świątyni polecieliśmy do dwóch kręgów na ścianie i resztę już wiecie — chłopak skończył opowiadać. Historia jego i Roxy bardzo zaciekawiła całą grupę.

— Mamy już jedno zwycięstwo za sobą, ale łowcy czarodziejek nie są jeszcze pokonani. Trzeba się przygotować na starcie! — Stella zmotywowała wszystkich do akcji.

— Racja. Udajmy się do gabinetu Faragondy! — zarządziła Musa i wszyscy poszli szybko do wnętrza Alfei. Wkrótce dotarli na miejsce. Wizyta Winx i specjalistów ucieszyła dyrektorkę.

— Witajcie! Ani chwili nie wątpiłam, że wam się uda! — powiedziała z uciechą w głosie.

— Dziękujemy. Czas jednak nagli. Świętować możemy później — stwierdziła Bloom.

— Owszem. Udajcie się do Magicznego Archiwum. To właśnie tam zostaniecie obdarzone nowymi mocami — wyjaśniła dyrektorka.

— Co musimy tam zrobić? — spytała Bloom.

— Wejdzie, ustawcie się w centrum pomieszczenia i stwórzcie krąg łapiąc się za ręce. Potem musicie się wyciszyć, uspokoić i uwolnić umysł o wszelkich obaw i zmartwień. Zamknijcie oczy i zapomnijcie o otaczającym was świecie. Niech upływający czas nie ma dla was żadnego znaczenia. Cokolwiek by się nie działo, nie przerywajcie tego procesu. Potrwa on dosyć długo. Ważne, żeby wykazać się cierpliwością. Rozumiem, że teraz, gdy czarownicy Czarnego Kręgu szykują się do ataku jest to trudne. Musicie nam po prostu zaufać. Uwierzcie, że będziemy bez waszej pomocy w stanie na wystarczająco długo odpierać atak. Pamiętajcie, zawsze dajemy sobie radę i teraz nie będzie inaczej — mówiła dyrektorka.

— Czy to wszystko? — zapytała rudowłosa, a z jej wyrazu twarzy dało się wyczytać, że zrozumiała słowa Faragondy.

— Tak. Wszystko jest już przygotowane. Teraz wasza kolej, Winx. Idźcie. — Czarodziejki opuściły gabinet. Były w drodze do Magicznego Archiwum.


Bloom zatrzymała się w pewnym momencie na chwilę i podeszła do jednego z okien na korytarzu. Niebo usiane było gwiazdami. Księżyc wyglądał pięknie. Na placu nikt nie przebywał. Wiatr poruszał delikatnie drzewami. Czarodziejka czuła, że to jest cisza przed burzą, ale nie o tym myślała. Powróciły jej wspomnienia z pierwszych dni w Alfei. Pamiętała, jak musiała udawać księżniczkę z Calisto, ponieważ nie była na liście uczennic zapisanych do szkoły. Kłamstwo szybko się wydało. Okazuje się jednak, że wcale nie trzeba żadnej listy ani spisu uczennic kiedy naprawdę się marzy o byciu czarodziejką.



— Błagam panią! Nie odsyłajcie mnie! Tak chcę być czarodziejką. Całym sercem, a tutaj mogę spełnić swoje marzenie.

— Ty nas oszukałaś! To wprost niewybaczalne!

— Ale ona o czymś marzy i chce spełnić te marzenia. Wykazała się ogromną wytrwałością. Czy to nie cecha, którą ma się szczycić czarodziejka?


Jednak nie tylko to zostało w jej sercu. To właśnie w tej szkole poznała prawdziwe przyjaciółki. Na Ziemi nie miała żadnej, a tutaj dostała więcej niż jedną i najbliższą jej Stellę.


Stella zauważyła nieobecność Bloom. Dała znać pozostałym czarodziejkom, że zaraz z nią wróci. Szybkim tempem zaczęła iść w kierunku gabinetu. Przy którymś z kolei oknie ujrzała zamyśloną Bloom. Podeszła do niej powoli i cicho. Położyła dłoń na jej barku.

— Wspomnienia? — spytała.

— Tak, Stello — odpowiedziała po chwili namysłu.

— Jak ten czas szybko leci, prawda?

— Owszem. Pamiętam mój pierwszy dzień tutaj tak jakby to było wczoraj.

— Ja również, ale musimy już iść. Niech wspomnienia dodają nam sił w walce z wrogiem. Alfea należy też do nas i nie pozwolimy, aby ktokolwiek ją zniszczył. Łączy nas z tym miejscem tyle pięknych chwil. Chciałabym cofnąć się w czasie i przeżyć je na nowo.

— To by było wspaniałe. — Bloom i Stella poszły razem do Magicznego Archiwum. W czasie drogi porozmawiały jeszcze chwilę.


Specjaliści stali sobie na placu Alfei. Oczekiwali na wroga razem ze wsparciem z Czerwonej Fontanny. Odświeżali historię sprzed kilku lat gdy trzy wiedźmy z potężną armią chciały podbić Alfeę po tym jak zdobyły Chmurną Wieżę i Czerwoną Fontannę. Teraz jest podobnie. Magicy nie mieli zamiaru przejmować się czarownikami Czarnego Kręgu. Brandonowi przyszedł do głowy pomysł, aby wymyślać żarty na ich temat. Całej reszcie się to spodobało i prawie wszyscy pokazywali swoją twórczość.


— Ogron — "Olbrzymio Głupia Rasa Obejmująca Niedorozwojów!" — Sky.

— Gantlos, inaczej "Gazos" — Helia.

— Spójrzmy prawdzie w oczy. Duman to tak naprawdę skrót od Du** man! — Brandon.

— Anagan — A nie będę sam na siebie wrzucał. :] — Anagan.


Nabu wykorzystał to, że jego przyjaciele mieli co robić i wymknął się z ich towarzystwa. Nie zwracając na siebie najmniejszej uwagi wszedł do budynku Alfei. Spacerował powoli korytarzami zamku spoglądając czasem przez okno. Trwało to około kwadransa. Chciał być sam. W pewnym momencie jego myśli pobłądziły ku Layli. Zdał sobie sprawę, że nie zapewnił jej, że postanowił na siebie uważać. Ona z pewnością nie mogłaby przeboleć jego drugiej śmierci. Dręczyło go też to, czemu mu tego nie powiedziała. Zaufanie? Zapewne. Nabu musiał coś z tym zrobić. Wrócił na chwilę na plac by oznajmić pozostałym, że nie chce walczyć na zewnątrz budynku. Powiedział również, że zamierza przebywać w pobliżu Magicznego Archiwum. Magicy na początku nie mogli zrozumieć jego postępowania, ale gdy wspomniał o Layli do wszystkich dotarło. Na dodatek stanowiło to całkiem niezłe zabezpieczenie. Nabu miał zapewnione większe bezpieczeństwo, ale gdyby któryś z Czarowników chciał dostać się do Archiwum mógłby on temu zapobiec. Magik pożegnał się z przyjaciółmi i udał się z powrotem do budynku. Kilka minut później siedział już pod ścianą za którą znajdowało się Magiczne Archiwum. Teraz już pozostawało mu tylko czuwać i być spokojnym.


Nieopodal Alfei, w cieniu lasu na drzewie siedzieli Zack i Han. Przybyli tutaj około pół godziny wcześniej. Czekali aż czarownicy Czarnego Kręgu rozpoczną oblężenie. Dwójka mężczyzn nie miała zamiaru się ujawniać i wyjść do osób w Alfei z informacją, że chcą pomóc. Pewnie nawet nie zdobyli by ich zaufania, ale oni po prostu nie mieli ochoty przyjaźnić się z nimi. Woleli raczej dać pstryczka w nos swoim kolegom, którzy ich zlekceważyli.

— Kiedy oni tu przyjdą? — spytał cicho Han.

— Mam nadzieję, że dzisiaj. Choć jak ich znam to będzie to pewnie wielkie wejście — mówił Zack.

— No, raczej. Przypuszczam, że nie wejdą tak po prostu przez bramę i przywitają się.

— I spójrz na tych magików, którzy wyglądają tak, jakby tego się właśnie spodziewali. To takie żałosne.

— Żadnego zwiadu. Nikogo nie ma na wieżach. Podstawowe błędy. Chyba rzeczywiście nasza ingerencja okaże się konieczna.

— Może ich plan nie jest wcale taki zły na jaki wygląda?

— Co ci chodzi po głowie?

— Widzisz gdzieś nasze gwiazdy? Winx? — Zack wiódł wzrokiem po Alfei.

— Interesujące…

— Mnie jeszcze ciekawi co rzeczywiście przygotują czarownicy i czy spodziewają się nas?

— Myślę, że nie. Pewnie potraktowali nas jak tchórzy skoro uciekliśmy. Ale się zdziwią jak przegrają.

— Już nie mogę się doczekać. Wkrótce zacznie się niezła zabawa.


Wszyscy wyczekiwali na wroga. Prawie wszystko zostało już w Alfei ustalone. No, może za wyjątkiem drobnych problemów wychowawczych.

— Nie, powiedziałam to ostatni raz! — Dyrektorka miała już serdecznie dosyć kłótni z nieposłuszną, przyszłą uczennicą.

— Roxy, zostańmy w budynku podczas walki. Pani Faragonda ma rację. To może być niebezpieczne — stwierdziła Vera.

— A ten cały Ogron może chcieć się mścić na tobie — dodała Iza, która miała w tym zdaniu trochę racji.

— Dobrze, przepraszam. Nie nalegam już. Zostaniemy u mnie w pokoju, obiecuję. — Roxy ustąpiła. Widocznie zrozumiała już obawy dyrektorki i zaczęła w końcu zdawać sobie sprawę z możliwego niebezpieczeństwa dla niej. Jej silne moce nie miały tu nic do rzeczy. Tak naprawdę nie potrafiła ich jeszcze prawie wcale kontrolować. Czarodziejka, która nie zaczęła pierwszego roku nauki nie może brać udziału w takich wydarzeniach. Wyjątkiem są nadzwyczajne okoliczności. Dyrektorka ustaliła, że w razie potrzeby zawoła czarodziejkę do pomocy w walce.


Chwile oczekiwania na wroga wydłużały się, ale w pewnym momencie stało się coś co zaskoczyło wszystkich na placu Alfei.

— Czekacie na kogoś? — Ze strony głównego wejścia do budynku Alfei dobiegł głos znany większości zgromadzonych. Z budynku wyszedł Ogron, a za nim Duman, Anagan i Gantlos.

— Łowcy! — Sky powiedział to ze złością.

Gantlos uderzył stopą o ziemię wywołując tym trzęsienie ziemi. Trwało około pół minuty, ale okazało się wystarczająco silne, aby wyprowadzić z równowagi specjalistów i naruszyć stan Alfei. Sky, Brandon, Helia, Timmy i Riven zdecydowali, że rzucanie się na łowców jest złym pomysłem, patrząc na ich doświadczenia z przeszłości. Poczekali, aż tłum pozostałych specjalistów rzucił się w wir walki. Ogron wyszedł im naprzód. Pozostali wrogowie rozdzielili się. Anagan pobiegł do lewego skrzydła Alfei, a Duman prawego. Gantlos wrócił do budynku. Faragonda obserwowała walkę ze swojego gabinetu. Również zauważyła łowcę, który wszedł sobie do Alfei. Musiała temu zaradzić. Nie wiedziała jednak jak silny może być ten mężczyzna. Postanowiła, że poprosi jednak Roxy o pomoc. Udała się do jej pokoju. Następnie zeszła z nią na dół. Wroga jednak nigdzie nie zauważyła. Czarodziejka zwierząt obawiała się, że mógł pójść do Magicznego Archiwum. Obydwie udały się w tamtym kierunku.


Ogron nie miał większych kłopotów ze specjalistami, którzy go otaczali. Po którymś poległym specjaliście wziął sobie miecz, więc wszystko szło mu jeszcze gładziej. Timmy i Helia zdecydowali, że zajmą się Anaganem.

— Witaj, tchórzu! — Anagan nabijał się z Timmy’ego. Zdenerwowany magik postanowił mu pokazać (po raz kolejny zresztą) jak bardzo się myli. Biegł w jego kierunku strzelając ze świetlnego pistoletu. Skuteczność nie okazała się zbyt duża. Anagan po prostu wyciągał jedną rękę i chronił się nią przed każdym strzałem. Helia wpadł na dobry pomysł. Uznał, że skoro ich przeciwnik jest zajęty to uda się go splątać. Timmy znalazł się już o krok przed Anaganem. Ten jednak odsunął się wtedy na bok i podłożył mu nogę. Wskutek tego magik upadł na ziemię. Towarzyszył mu silny ból, ponieważ zupełnie się nie spodziewał takiego ruchu ze strony przeciwnika. Nie zdążył odpowiednio zareagować do sytuacji.

— Haha! Wiesz, może ty wcale nie jesteś takim tchórzem. — Anagan uniósł lewą rękę do góry. Wytworzył w niej czerwoną kulę energii. Zrobiło się niebezpiecznie. Timmy leżąc ciągle na ziemi poniósł swoje okulary. Założył je. Powoli się podnosił.

— Ale teraz nie ma to już najmniejszego znaczenia! — Łowca dokończył zdanie i już miał rzucić kulą w magika, lecz nagle poczuł, że zaczyna się dusić.

— Co… Co jest?! — powiedział ledwo. Próbował wyrwać się z liny, którą został splątany, ale jego wysiłek nie dawał oczekiwanego rezultatu. Helia jednak nie ustawał. Miał możliwość, podobnie jak Flora, tworzenia długich lin. Ostatnio podszkolił tę umiejętność i umiał tworzyć bardzo długie, grubsze liny. Magik nie przestawał. Timmy mógł w tym momencie odegrać się i strzelił trzy razy Anaganowi w głowę z pistoletu. Przeciwnik nie miał jak się bronić, więc było to bolesne doznanie. W końcu łowca leżał na ziemi i wyglądał jakby zemdlał. Helia i Timmy byli z siebie dumni. Podobne zwycięstwo odnieśli Riven i Brandon, którzy toczyli zaciętą walkę z Dumanem.


Ogron pokonał już większą grupę specjalistów. Każdy miał wrażenie, że jest niepokonany. Spowodowało to ich strach. Część grupy zaczęła się powoli wycofywać.

— Macie już dość? Przecież to dopiero rozgrzewka. — śmiał się ze swoich przeciwników.

— Szykuj się, Ogronie. Idę po ciebie. — Z tłumu wyszedł Sky. Wróg uśmiechnął się. Wyglądał jakby czekał na tego właśnie specjalistę. W tym momencie stali naprzeciw siebie i mierzyli się spojrzeniami. To miała być ich walka. Oddziały znalazły sobie inne cele. Wieść o Gantlosie w budynku szybko się rozeszła, więc większość magików właśnie tam się udała. Minęło jeszcze kilka chwil i Ogron ze Sky'em zaczęli zacięcie walczyć.


Tymczasem Faragodna wspólnie z Roxy poszukiwała Gantlosa. Znalazły się już bardzo blisko Magicznego Archiwum. Szły dalej. Wkrótce ujrzały Nabu siedzącego w siadzie skrzyżnym pod ścianą Archiwum.

— Witajcie! Coś się stało? — Wstał i podszedł do nich.

— Gantlos jest w budynku — oznajmiła Faragonda.

— Trzeba się go pozbyć — dodała Roxy.

— Zgadzam się. Zostanę tutaj przez cały czas. Z jednym łowcą dam sobie radę — stwierdził Nabu. Nagle, Roxy i Faragonda poczuły za sobą potężną falę uderzeniową i poleciały na ściany. Potem upadły na podłogę i leżały obok siebie.

— Ała! Co to było? — oto pierwsza reakcja Roxy. Nagle i znikąd pojawił się Gantlos. Podbiegł do Roxy i kopnął ją w twarz. Działał bezwzględnie i szybko. Lewą dłonią dotknął głowy Faragondy, a prawą Roxy. Wyglądało to tak jakby wysysał z nich energię życiową. Nabu natychmiast to przerwał odpychając go na bok. Niestety wyglądało na to, że prawie skończył. Najbardziej ucierpiała tutaj czarodziejka zwierząt, której twarz była w opłakanym stanie, a krew powoli zaczynała spływać z jej nosa. Nabu poczuł, że traci nad sobą panowanie, ale musiał zachować spokój. Gniew utrudnia kontrolowanie walki. Teraz stało się szczególnie ciężko. W następnej chwili ujrzał tłum magików biegnących korytarzem. Na ich czele stał Otto. Nie trzeba było długo czekać na jego reakcję, gdy tylko ujrzał Roxy. Coś go tchnęło. Gantlos przyglądał mu się z zaciekawieniem.

— No chodź, chodź. Pozwolisz mi żyć po tym co zrobiłem tej czarodziejce? — Zapytał młodego magika z szyderczym uśmiechem na twarzy.

— Ty...Ty! Zginiesz! Zobaczysz! — Chłopakowi zaczęły łzy napływać do oczu, ale pobiegł ku łowcy i zaatakował go. Gantlos zrobił kilka uników, ale magik wymachiwał mieczem jak oszalały i trafił go parę razy. Nabu wykorzystał tę okazję, aby zaatakować Gantlosa mieczem od tyłu. łowca jednak chwycił jego broń.

— Biegnij z Roxy do lekarza! — krzyknął Nabu do Otta.

— Nie, nie pozwolę mu żyć! — Uparł się, że pokona Gantlosa.

— Czy ty zgłupiałeś?! Wolisz zaryzykować życiem Roxy?! — Słowa Nabu szybko przywróciły rozsądek młodemu specjaliście. Czym prędzej zabrał Roxy. Jeden z magików z oddziału poszedł też po Faragondę, a reszta została by wspierać Nabu. Gantlos nie miał jednak pojęcia, że przyjdzie mu walczyć z tyloma przeciwnikami, dlatego stosunkowo szybko zaczął przegrywać. Gdy tylko zauważył jak słabnie wymknął się sporej grupie i wybiegł na zewnątrz budynku. Wszyscy za wyjątkiem Nabu poczynili te same kroki.


Wyglądało na to, że zostało jeszcze dwóch łowców do pokonania — Gantlos oraz Ogron. Wyglądało, ponieważ ich plan szedł dosyć dobrze. Anagan i Duman zostali wprawdzie pokonani, ale to tylko część ich planu. Wkrótce uwolnili się. Mogli skończyć udawać i szybko kierowali się do Alfei.

— Co?! — Sky to zauważył i w tym momencie omal nie stracił głowy, bo ledwo wykonał unik przed mieczem Ogrona. Walka ciągle trwała. Żaden z nich nie miał zamiaru ustąpić.

— Zaczekasz na mnie, prawda? — Sky był co najmniej zdziwiony, gdy usłyszał słowa Ogrona.

— Jak to? — Nagle magik poczuł się dziwnie sparaliżowany. Widział jak jego rywal biegnie do Alfei. Wkrótce ujrzał też swoich przyjaciół, którzy też pędzili do budynku. Zdziwił go natomiast wybiegający Gantlos a za nim magicy. Duman, Anagan i Ogron pomagali mu w rozprawianiu się z oddziałem. Przez pięć minut łowcy czarodziejek wybili grupę magików. Stracili na nich dosyć sporo siły, ale nie ustąpili i od razu pobiegli do budynku. Sky próbował się ruszyć, ale paraliż ciągle działał. Widział jak jego przyjaciele ledwo podnoszą się z ziemi i biegną do wnętrza Alfei. Myślał, że już gorzej być nie może, aż nagle zobaczył dwójkę mężczyzn — Zack'a i Han'a, którzy go minęli. W pewnej chwili jednak zatrzymali się i odwrócili ku niemu. Następnie do niego podeszli.

— Ej, patrz, Zack! Wygląda jakby został sparaliżowany — spostrzegł Han.

— Bo jest. To pewnie sprawka Ogrona. Musiał przyswoić sobie wiedzę z któregoś ze zwojów magicznych — oznajmił.

— Dobra, zdejmijmy ten czar.

— Han, ty biegnij do Alfei. Wątpię, żeby magicy mieli tyle sił, aby powstrzymać łowców.

— Ok, powodzenia! — Ruszył do budynku.

— Zaraz będziesz mógł się ruszyć, spokojnie. — Zack zajął się zdejmowaniem czaru ze Sky’a. Chwilę później został już wolny.

— Dziękuję. Jesteście po naszej stronie? — pytał zaskoczony.

— Hmm… Tak. Teraz nie ma czasu na wyjaśnienia. Musimy pokonać łowców czarodziejek. — Biegniemy! — mężczyźni po kilku chwilach znaleźli się już w budynku.


Przed wrotami do Magicznego Archiwum toczyła się zacięta bitwa. Nabu walczył naprawdę dzielnie, ale i on czuł się słaby. Również Brandon, Riven, Timmy i Helia wyglądali na wycieńczonych. Sky i Zack gdy tylko wkroczyli na pole bitwy natychmiast zaatakowali Ogrona. Ten wykonał unik.

— Nie potrafisz walczyć jak mężczyzna, Ogronie? — spytał Sky. Wróg rzucił się na niego po tych słowach ze swoim mieczem. Ten blokował atak.

— Za moment się przekonasz — odparł. Wykorzystał chwilę nieuwagi Sky’a i kopnął go mocno w brzuch. Magik upadł na ziemię. Łowca miał już zadać ostateczny cios, ale Zack go zablokował.

— Zdrajcy! Pożałujecie tego, słyszycie?! — wściekał się.

Wydzierał się chyba najgłośniej jak tylko umiał. Jego wściekłość zapanowała nad nim. Walczył jeszcze szybciej. W jego oczach dało się ujrzeć chęć mordu. Oczywiście znalazły się również negatywne skutki jego obecnego stanu. Zaczynał tracić świadomość tego co się wokół niego dzieje. Przestawał się bronić. Całą siłę wykorzystywał w ataku. W pewnej chwili tego pożałował. Wystarczył odpowiednio wymierzony cios Sky’a, a potem Zack’a. Ogron już nie miał sił do dalszej walki. Jego przeciwnicy zabrali go z pola walki. Znaleźli trochę grubej liny i splątali mu ręce i nogi, aby nie mógł już rozrabiać. Potem pobiegli dalej walczyć. Niestety, przyjaciele Sky’a zostali pokonani. Nabu, ledwo żywy, odpierał tylko ataki. Han jeszcze walczył, choć robił to z trudem. Zack i Sky dołączyli do niego.


Otto siedział w tym samym czasie w lecznicy i zajmował się Roxy. Dosyć długo tamował jej krwotok z nosa. Miał nadzieję, że wkrótce się ocknie. W nie najlepszym stanie była również dyrektorka Alfei. Gantlos nie miał litości dla żadnej z nich. Faragonda obudziła się wkrótce. Czuła się lepiej niż Roxy i szybko stanęła na nogi. Miała jednak wyrzuty do siebie, ponieważ zdecydowała się poprosić ją o pomoc. Zarówno ona sama, jak i czarodziejka zwierząt wcale nie przyczyniły się do obrony Alfei, jej zdaniem. Roxy została natomiast wystawiona na zagrożenie i doznała obrażeń.

— Otto? Co… Co jest? — Dziewczyna wypowiadała te słowa powoli otwierając oczy. Widziała nad sobą Otta, którego twarz wyrażała zmartwienie, ale chwilę potem zaczęła ukazywać radość.

— Poważnie oberwałaś, ale wszystko będzie dobrze, obiecuję. Leż sobie — mówił. Roxy wkrótce przypomniała sobie co się wydarzyło w niedalekiej przeszłości.

— Głowa mnie boli. W ogóle dziwnie się czuję — opisywał swój fatalny stan.

— Odpoczywaj. Ja tu będę nad tobą czuwał. Nie martw się o nic. — Otto trochę ją uspokoił.

— Dzięki.

— Roxy, przepraszam. To wszystko moja wina. Czuję się winna za to co ci się stało. — Faragonda podeszła do łóżka na którym leżała dziewczyna. Czarodziejka widziała jak jest jej przykro.

— To nie pani wina. Po prostu nie dało się tego przewidzieć. Zresztą, gdyby nie my możliwe, że Nabu by oberwał, więc nie mógłby też powstrzymać Gantlosa przed wejściem do Magicznego Archiwum — stwierdziła całkiem słusznie Roxy.


Walka trwała dalej. Nabu wycofał się. Nie miał już sił by dalej walczyć. Ostatnie poty wyciskali już Sky i Zack na starciu z Gantlosem, Anaganem i Dumanem. Nagle wrota Magicznego Archiwum otworzyły się. Zapadła cisza. I w końcu wszyscy ujrzeli sławne już czarodziejki, Winx. W obrońców Alfei wstąpiła nadzieja. Teraz sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Obrona szkoły tak ich pochłonęła, że zupełnie zapomnieli o czarodziejkach, które miały wesprzeć ich później.

— Witajcie wszyscy. — Bloom rozejrzała się dookoła. Na jej twarzy widniał uśmiech. Wyglądała olśniewająco i czuła się wspaniale. Jej przyjaciółki również. Ich transformacja pozostała bez zmian. Ciągle był to Enchantix.

— Ej, Gantlosie. Nie, żebym wątpił w nasze zwycięstwo, ale one wyglądają jakby miały sporą moc. — Duman szeptał do niego.

— Sprawdźmy. — Rzucił się do ataku. Za cel wybrał sobie Bloom. Czarodziejka smoczego płomienia wyciągnęła rękę ku przeciwnikowi. Wokół niego pojawił się krąg ognia. Bloom podeszła do przeciwnika. W pewnej chwili przeszła przez ogień. Chwyciła mężczyznę prawą dłonią za głowę i zamknęła oczy. Płomienny okrąg powoli zaczął znikać. Gantlos poczuł wtedy ulgę bo nie mógł znieść takiej temperatury. Rudowłosa jednak cały czas trzymała swoją dłoń na jego głowie. Chwilę później mężczyzna zaczął czuć ból głowy. Poczuł też gorąco w całym ciele. Miał gorączkę, która ciągle rosła. Nie był w stanie się obronić. Powoli padał na kolana. Duman i Anagan postanowili zareagować. Layla zainterweniowała chwytając ich w Morfix. Flora dostała nową moc leczniczą. Dodała sił wszystkim poległym. Gantlos nie stanowił już żadnego zagrożenia. Magicy go splątali i zabrali. Layla, używając nowych właściwości Morfixu, wyssała część energii z Anagana i Dumana. Następnie wypuściła ich, a magicy zajęli się resztą. Pozostałe czarodziejki trochę żałowały, że nie miały jak zaprezentować swoich mocy, ale wiedziały, że na pewno w przyszłości im się przydadzą.


Alfea odniosła w tym momencie zwycięstwo. Łowcy czarodziejek zostali wkrótce odesłani do galaktycznego więzienia, z którego zresztą zostali wcześniej uwolnieni przez matkę Roxy. Następnie cała grupa udała się do lecznicy, gdzie przybywała Faragonda, Roxy i Otto. Każdy zapomniał o dwóch mężczyznach, którzy wsparli ich w walce. Zack i Han wykorzystali to i opuścili potajemnie tereny Alfei. Na dworze przyroda budziła się do życia. Z pobliskich lasów dało się usłyszeć śpiew ptaków. Słońce wzbiło się ponad drzewa. Powiewał delikatny, orzeźwiający wiaterek. Świat wyglądał jakoś piękniej niż ostatnio. Dokładnie w tej chwili wszyscy zwrócili uwagę na to jak szybko minęła noc. Nadszedł cudowny poranek.

— Może powinniśmy się z nimi zaprzyjaźnić? — spytał Han, gdy mężczyźni byli w drodze do Magix.

— Jesteś tego pewien? — Zack zatrzymał się i odwrócił do Han’a. Zadał to pytanie patrząc się mu prosto w oczy.

— Czemu nie? — zapytał zwyczajnie.

— Ponieważ nie jesteśmy bez winy. Zrozum to. Gdyby nie my, nic by się nie wydarzyło. Porwaliśmy Roxy by potem szantażować Morganę. Udało się nam uwolnić łowców czarodziejek. Proszę bardzo. To największy błąd. Ich „współpraca” z nami nie dała nam żadnych zysków. Widocznie zależało im na tym, aby podbić sobie wszechświat zaczynając od Alfei. Oni i ich chore ambicje — tłumaczył Zack.

— Tak, racja, ale ludzie się zmieniają, prawda?

— Sądzisz, że wiele się zmieniliśmy?

— Co najmniej trochę. Chyba drugi raz tak daleko się nie posuniemy.

— To fakt. Znów zaczniemy wykonywać zlecenia, żeby mieć kasę na kromkę chleba.

— Zack, ty i to twoje poczucie humoru!

— Dobra, chodźmy do już do tego miasta! Zmęczony jestem. Chętnie sobie zrobię małą drzemkę. — Zack uśmiechnął się szeroko. Najwyraźniej też się cieszył, że problem z łowcami czarodziejek został rozwiązany.


Magicy i czarodziejki weszli do lecznicy. Największym zaskoczeniem była dla nich poszkodowana Roxy. Wszyscy natychmiast do niej podeszli i nie mogli się nadziwić gdy oglądali jej twarz.

— Roxy, co ci się stało? — spytała Bloom.

— Ah, nie martw się. Ja i pani Faragonda oberwałyśmy przy bliższym kontakcie z Gantlosem. Zaskoczył nas — wyjaśniła Roxy.

— Wiedziałam, że lepiej by było, gdybyś nie brała udziału w tym starciu.

— Bloom, dostałam już nauczkę. W przyszłości zacznę bardziej uważać — obiecała czarodziejka.

— To nie twoja wina, już ci to mówiłam. Ja do ciebie przyszłam i poprosiłam, żebyś ze mną poszła — odezwała się dyrektorka.

— Słucham? — Bloom spojrzała na nią ze zdziwieniem.

— Czy pani zgłupiała na starość?! — spytała głośno i niezbyt uprzejmie Stella.

— Stella! — odezwali się wszyscy, a ta speszyła się. Chyba emocje trochę ją poniosły.

— Tak, moja wina. Jeszcze raz przepraszam, Roxy — powiedziała dyrektorka.

— Nikt nie mógł przewidzieć, że coś takiego się stanie. Moje moce są na wysokim poziomie, więc gdyby mnie nie zaskoczył to marnie by skończył. Ale najważniejsze, że jesteśmy już razem i wszystko jest w porządku — mówiła Roxy.

— Zgadzam się — potwierdziła uśmiechnięta Flora.

— Cieszmy się ostatnimi dniami wakacji! — krzyknął Brandon.

— Właśnie, przyjacielu! — powiedział równie głośno Sky.

— Dzisiaj wieczorem świętujemy! — Stella zapowiedziała swoje plany.

— Myślałam, że to oczywiste — dodała Musa.

— Ej, chodźmy może pomóc rannym magikom? — spytał Riven.

— Dobry pomysł. Weźcie trochę bandaży i chodźcie z nami! — Brandon i reszta opuścili lecznicę. Pozostali zgromadzeni poczynili wkrótce te same kroki.


Kilka godzin później Roxy stała sobie w towarzystwie Very i Izy na placu Alfei. W pewnej chwili wszystkie trzy dziewczyny ujrzały kobietę zmierzającą w ich kierunku od strony wrót Alfei. Czarodziejka zwierząt chwilę później poznała swoją mamę. Pobiegła do niej jak najszybciej.

— Mamo! — Rzuciła się Morganie na szyję.

— Jestem, jestem. Co u ciebie? Wszystko w porządku? — pytała.

— Jest świetnie, wspaniale — odpowiedziała szybko.

— Działo się może coś ciekawego w wakacje?

— Dużo się działo. Najwięcej tej właśnie nocy, gdy łowcy czarodziejek chcieli podbić Alfeę.

— Nie, nie… To przeze mnie, córeczko. Ja ich uwolniłam, pamiętasz? — Morgana miała wyrzuty sumienia.

— Mamo, ale to było przecież dla mojego dobra, pamiętasz? Nie możesz siebie winić.

Wkrótce Morgana porozmawiała jeszcze z dyrektorką szkoły. Roxy uznała, że chciałaby spędzić ostatnie dwa tygodnie wakacji ze swoimi rodzicami na Ziemi. Winx i magicy też doszli do wniosku, że to dobry pomysł by spędzić tam trochę czasu. Roxy, jeszcze tego samego udała się tam ze swoją matką i przyjaciółkami, zaraz po imprezie. Cała reszta odłożyła to do następnego dnia.


Około północy Sky i Brandon rozmawiali sobie na jednej z wież Alfei. Gwiazdy pokryły całe niebo. Na dole grała muzyka i było jasno od świateł. Zabawa nadal trwała w najlepsze.

— To fakt. Jednak nikt nie może nas zapewnić, że nie stanowią już zagrożenia, co nie? — spytał Brandon.

— Dziwna sprawa. Przecież gdyby nie oni to łowcy czarodziejek nie wydostaliby się z więzienia, ale pomogli nam za to w walce przeciwko nim.

— Albo się nie dogadali, albo to była zmyłka.

— I bądź tu mądry…

— Teraz raczej ich nie znajdziemy. Mogliśmy z nimi pogadać. Szkoda, że tak szybko sobie poszli.

— Właśnie.


Nikt nie mógł zaprzeczyć, że to właśnie w te wakacje najwięcej się wydarzyło. Roxy poznała trochę bliżej Magix, spotkała dwie prawdziwe przyjaciółki i zadomowiła się w Alfei. Layla odzyskała najważniejszą osobę w jej życiu, Nabu. Niewątpliwie, wydarzył się cud. Riven i Musa zbliżyli się do siebie. Magik mógł przeżyć historię właściciela opuszczonego domu i zrozumiał, co naprawdę jest dla niego ważne. Pozostałym również nie doskwierała nuda. Choćby z powodu niezapomnianych przygód na innych planetach i w Magix.





Jeżeli dotarłaś/eś do tego momentu to znaczy, że zaciekawiło Cię opowiadanie, albo jesteś bardzo wytrwała/y. ;) Ostatni akapit mówi już chyba wszystko. Tak, to jest właśnie ostatnia część opowiadania. Nigdy naprawdę bym nie przypuszczał, że uda mi się napisać całą serię. Pamiętam te czasy, gdy to wieczorem pisałem pierwszy akapit pierwszego rozdziału. Sobą nie byłem, uwierzcie mi. Dało mi to tyle frajdy. Ciekawie jest zawierać swoje pomysły w opowiadaniach, kreować jakąś historię, tworzyć konkretne dialogi, wymyślać zabawne wydarzenia i teksty. Trzeba tylko spróbować i nie poddawać się łatwo. Mi się to udało, ale nie samemu. Dziękuję za Wasze zainteresowanie, komentarze — które, motywowały mnie do pisania. Co jak co, ale właśnie opinie popychają do działania. Jak nie piszesz opowiadań, a chcesz, żeby szybciej wychodziły kolejne części tego, które czytasz, to poświęć chwilę na napisanie komentarza. To dla autora jak "kop w tyłek", ale taki pozytywny. :) Dzięki takiemu "kopowi" nie robisz czegoś, bo musisz, ale dlatego, bo chcesz, masz na to ochotę, ponieważ widzisz, że jest zainteresowanie. I jakoś przebrnąłem przez każdy rozdział. Bywały chwile zwątpienia, kiedy to jakoś zupełnie brakowało mi pomysłów. Pierwszy raz zadziało się tak przy trzeciej części "Problem Layli". Nie dość, że nie miałem pomysłów na wydarzenia, to jeszcze brakowało mi słownictwa, aby opisać ból Layli i (po części) krajobraz. Serio, normalnie myślałem, że na tym się skończy całe opowiadanie. xd Najwięcej radości, jak już prawie skończę pisać opowiadanie, sprawia mi dodawanie humoru tam, gdzie akurat się da. Oczywiście niektóre części, choćby "21. Czas rozmowy" były wręcz naszpikowane moją twórczością w tej dziedzinie. Może trochę przegiąłem, ale dobrze, gdy czytelnik się nie nudzi. W tej części trochę tylko humoru, ale przecież nie piszę też komedii, więc bez przesady. Ogółem rzecz biorąc, pisanie opowiadania było na tyle ciekawe, że dwie części (jakoś) napisałem w wakacje na klawiaturze telefonu: "12. Przygotowania do koncertu" (wtedy najdłuższa), "13. Pech", a jedną na dotykowym ekranie (chyba "23. Naprawić błędy") - też w wakacje. Tylko teraz może jeszcze rozwieję wątpliwości.


Czy kończę pisać bloga?

Gdybym pisał tylko opowiadania, pewnie by tak było. Oznacza to, że na blogu dalej będą pojawiać się posty.


Czy będzie jeszcze jakieś opowiadanie?

Nic nie obiecuję. Chciałbym poprowadzić drugą serię, ale realne szanse są na razie małe z powodu braku pomysłów na dłuższą metę, a nie chciałbym tworzyć opowiadań i nagle przestać, nie kończąc przy tym serii. Myślałem jeszcze o kompletnych opowiadaniach. Czyli, jeden post i mamy całą historię, która nie jest żadną kontynuacją innych. Coś jak komiksy Winx Club.




(c) Ailen z beyond-magic


Macie jakieś pytania, pomysły na kompletne opowiadania? Piszcie w komentarzach. Miło by mi było, gdyby ktoś mógł podzielić się opinią co do tej części, albo całej serii.


Do zobaczenia!

5 komentarzy :

  1. Ciekawe opowiadanie, bardzo wciąga. Nie oderwałam wzroku od ani jednej litery. Świetna robota :D Kompletne opowiadanie - hmmm... Myślę, myślę... Już mam - mogłoby ono opowiadać o wyprawie Winx w jakiś odległy wymiar, o uratowaniu w tym wymiarze jakiegoś legendarnego i magicznego przedmiotu, oraz ocalenia w ten sposób tego wymiaru. Winx otrzymałyby wtedy jakąś dodatkową moc, coś jak Charmix, tyle że do transformacji, którą sobie wybierzesz. 2.pomysł: Można dodać jakąś nową postać, która trochę namiesza w życiu czarodziejek. Wtedy mógłbyś wprowadzić jakieś nowe fakty, nieznane wcześniej przedmioty i różne ciekawe sytuacje wynikające z zachowań bohaterów.

    Moja opinia o twoim opowiadaniu jest taka:
    Pisałeś, pisałeś,pisałeś i się tym nie znudziłeś? Ja bym padła xD Jak zacznę coś pisać w Wordzie, to albo tego nie dokończę, albo usunę, albo wejdę za parę tygodni, spojrzę na to, i mówię do siebie "Ach, to jest to, czego nie chce mi się dokończyć. Zostawię to na później.". Napisałeś całą serię (26 kompletnych rozdziałów - moje uznanie). Ocena: 6 - gdyby można było 6+, to bym Ci wystawiła 6+, ale nie ma takiej oceny :D Mogę zdradzić, że pracuję nad pewną niespodzianką na bloga, ale na razie nie mogę powiedzieć, co to jest. Dobrze, ja kończę, nie będę Ci zajmować miejsca takim długim komentarzem. U mnie na blogu nowa notka, więc zapraszam. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę takie ciekawe było? :O

      Z Twoich pomysłów bardziej przypadł mi do gustu ten drugi. Kiedyś nawet nad czymś takim myślałem i to wcale nie jest zły pomysł. :)

      Pisałem, pisałem, tak. Jednak powiem, pokrótce, jak wyglądała moja praca. Zacząłem ileś miesięcy temu. Trochę napisałem, ok. Wracałem do tego co parę tygodni. Im dłużej nie pisałem, tym więcej nie pamiętałem z tego, co wcześniej się w opowiadaniu działo. Wtedy czytałem całość od nowa i dopiero potem zaczynałem dalej pisać. Przy okazji miałem czas na poprawki. Najtrudniej jest się zabrać do pisania. Najwięcej pracy było pod koniec. Naprawdę długo się czyta tę część, a musiałem sprawdzać kilka razy, przy okazji coś dodając, poprawiając. No roboty sporo, ale jak się już skończy i minie trochę czasu, to okazuje się, że to wcale nie było takie trudne. Zresztą, nie mógłbym skończyć sobie na 25. części. Teraz cieszę się, że seria jest kompletna.

      Dziękuję za ocenę. Naprawdę tak dobrze mi poszło? Dzięki, miło mi. :D

      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Podobał mi się taki szary dopisek // I pierdzieć w podłogę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłem się powstrzymać z takim dyskretnym komentarzem. :]

      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Fajnie by było jakby sie pojawiło więcej wątków miłosnych (np. Jakby helia oświadczył sie florze)
    Na takie rzeczy bardzo liczę.

    OdpowiedzUsuń