sobota, 12 listopada 2011

Rozdział 18 - Magiczna Noc


Statek magików zmierzał do Czerwonej Fontanny a na pokładzie znajdowali się Roxy, Sky, Helia i Nabu. Panowała napięta atmosfera. Helia starał się lecieć jak najszybciej, aby dotrzeć zanim jeszcze zaatakują łowcy. Trzy minuty po północy wylądował w Czerwonej Fontannie. Natychmiast wyszła z niego cała załoga. Na zewnątrz dało się poczuć chłodne powietrze i usłyszeć niemal całkowitą ciszę. Całe oświetlenie szkoły zostało wyłączone i panowała prawie pełna ciemność. Tylko księżyc rzucał światło na budynek. Dzisiaj była pełnia.

— Posłuchajcie mnie wszyscy! — zwrócił się Sky do grupy. Jego głos rozchodził się delikatnym echem po placu.

— Nie wiemy kiedy zaatakują łowcy czarodziejek, dlatego musimy szybko przygotować się do obrony twierdzy! — dokończył.

— Czemu tu jest tak ciemno? Awaria oświetlenia czy co? — zapytała Roxy, która rzeczywiście nie wiedziała o co chodzi.

— Nic z tych rzeczy. Myślę, że chodzi o efekt zaskoczenia — wytłumaczył Helia.

— Na początek pójdziemy do Saladina. On zadecyduje o tym, co będziemy robić później. Wszyscy za mną! Nie zgub się, Roxy! — mówił głośno Sky.

Mężczyzna zaczął biec do gabinetu dyrektora. Reszta pobiegła za nim. Po drodze zobaczył kilku innych specjalistów, którzy skrywali się w cieniu. Poukrywanych magików dostrzegł również Helia i Nabu, ale czarodziejka zwierząt nie przyuważyła żadnego. Wszystko szło zgodnie z planem. Grupa prawie dotarła do celu, lecz nagle stało się coś czego nikt by się nie spodziewał. Rozległ się bardzo głośny huk. Potem było już tylko słychać walenie się budynku.

— Szybko, uciekamy! — wrzasnął Sky i wszyscy zawrócili. Biegli ile sił w nogach, a wnętrze szkoły waliło się za nimi. Za pół minuty ciągłego biegu wszyscy znaleźli się na zewnątrz, w bezpiecznej odległości. Sky, Helia, Nabu oraz Roxy stali sobie pod drzewem. Widzieli multum specjalistów wychodzących z ukrycia i biegnących ku miejscu skąd zaczął się walić budynek. Nie minęło trochę czasu aż magicy ruszyli pomóc w obronie twierdzy. Niestety, ale zapomnieli, że Roxy jest z nimi. Czarodziejka zwierząt czuła się wyczerpana. Nie miała ochoty nigdzie biec. Została sama. Inni nieznani jej mężczyźni biegli ratować Czerwoną Fontannę. Co chwilę ktoś ją wymijał, ale nikt nie zwracał na nią większej uwagi. Wszyscy biegli ratować twierdzę. Wszyscy, z wyjątkiem Roxy.


Jej przyjaciele stali się teraz nieosiągalni. Została całkiem sama. Objęły ją wątpliwości co do tego czy Faragonda miała rację odnośnie jej przydatności w tym miejscu. Minęło kilka chwil i trochę odetchnęła. Uznała, że wróci do Alfei. Myślała sobie, że nic tu po niej. Wkrótce zobaczyła ogień, który palił niektóre części twierdzy. Olała to i zaczęła kierować się do wyjścia. Niestety, usłyszała znajomy głos nieprzyjaciela.

— Nie musiałaś tu przychodzić, Roxy — powiedział mężczyzna. Czarodziejka odwróciła się i ujrzała Ogrona, który był sam.

— Co tu robisz? Chcesz pokazać, że jesteś bohaterką i zabłysnąć w Alfei? A może nawet i dalej? — zadawał pytania patrząc jej prosto w oczy. Starała się nie wpadać w panikę.

— To po co tu jestem to nie twoja sprawa! Odwal się i daj mi wyjść z twierdzy! — powiedziała agresywnie.

W tym samym momencie zdała sobie sprawę z tego, że przesadziła. Mężczyzna mocno się zdenerwował. Chciał jej pokazać kto tu rządzi. Wystrzelił w nią potężny pocisk energii, lecz Roxy nie miała tyle siły, by go odeprzeć, więc jej los zdawał się być przesądzony. Pocisk leciał w stronę czarodziejki, lecz nagle pewien nieznany jej magik wyskoczył przed nią i zablokował go klatką piersiową. Dzielny mężczyzna upadł na ziemię, a ona nie mogła uwierzyć w to co właśnie się wydarzyło.

— Oj, jaka szkoda. Bardzo głupie posunięcie. Myślał, że cię obroni, ale ty i tak zginiesz, Roxy. Żałosne — mówił Ogron, a potem zaczął się głośno śmiać.

— Ty draniu! — wydarła się dziewczyna.

— Co? Przecież nic się nie stało. Ty miałaś zginąć, a nie on. To tylko i wyłącznie twoja wina! — mówił i wyraźnie podkreślił ostatnie zdanie.

Roxy nie wiedziała co ma zrobić. Pomyślała sobie, że on ma rację. Tymczasem sam Ogron widząc ją, uśmiechał się szyderczo. Z jej oczu popłynęły łzy. Czarodziejka załamała się i opadła na kolana. Głowę skierowała ku ziemi by nie musiała patrzeć na Ogrona.

— Nie wierzę, że to może dziać się naprawdę! — powiedziała głośno płacząc.

— Koniec zabawy. Skończę z tobą szybko. Nawet tego nie zauważysz. Zbyt wiele razy nam się wymykałaś, a twoje wizje krzyżują nasze plany — powiedział.

Zamachnął się, aby rzucić czar, ale ona mu przerwała.

— Zaczekaj! Skąd wiesz, że miałam wizje? — spytała go.

— Nie pojawiłaś się tu przypadkiem. I na pewno nie zjawiłaś się niechcący w pobliżu Chmurnej Wieży. Myślałaś, że was nie widzieliśmy, co? To już nie ma żadnego znaczenia. Już nigdy nie pokrzyżujesz naszych planów! — odparł.

— Zobaczymy — powiedziała cicho, lecz pewnie.

Łowca zaatakował ją pociskiem energii. Roxy utworzyła sobie zieloną tarczę, która otoczyła ją. Pocisk odbił się i uderzył w Ogrona, który poleciał na pień drzewa.

— Tylko tyle potrafisz? — spytała czarodziejka, która nabrała pewności siebie.

Mężczyzna wstał i spojrzał na nią. Był bardzo zdziwiony i jednocześnie zdenerwowany. Taka sytuacja jego zdaniem nie miała prawa się wydarzyć. Uderzył mocniejszym zaklęciem. Roxy zareagowała tak samo jak poprzednio. Szybko utworzyła tarczę, lecz pocisk przebił ją i uderzył w nią. Tym razem to dziewczyna poleciała na drzewo, choć ją to bardziej zabolało niż Ogrona.

— Czas z tobą skończyć! — wymówił zdanie. Czarodziejka chciała spróbować się przemienić po tym jak wstała z ziemi.

— Believix! — krzyknęła, lecz nic się nie stało. Jej wróg zaczął się śmiać.

— Ech... Mogłam się tego spodziewać, ale i tak nie dam zrobić sobie krzywdy. Spróbuję zaatakować najmocniej jak tylko potrafię — mówiła do siebie w myślach. Ogron rzucił ostatnie zaklęcie. Wszystko działo się w jak w zwolnionym tempie. Wielki pocisk leciał w jej stronę. Roxy skupiła wszystkie swoje siły. Przez jej umysł nie przechodziła ani jedna myśl zwątpienia. To musiało się udać, bo to był zbyt prosty ruch. Pocisk znalazł się już na metr od niej. I w pewnym momencie na około niej rozległa się wielka fala o zielonym kolorze. Miała olbrzymią siłę. Pocisk rozpłynął się w powietrzu. Ogron odleciał na kilkaset metrów, ale tajemniczy specjalista został w miejscu i otworzył powoli oczy. Czarodziejka odwróciła się w jego stronę. Kręciło jej się w głowie. Czuła, że nie ma siły stanąć na nogi. Ciągle przyglądała się magikowi, a on niej.

— Dziękuję — odezwała się pierwsza Roxy, ale po chwili poczuła się słabo i opadła na ziemię.


Łowcy czarodziejek w końcu ustąpili. Nie byli w stanie pokonać aż tylu specjalistów. Nie wiedzieli do końca czemu, ale poczuli się bardzo osłabieni. Specjaliści czuli się wręcz odwrotnie. Przybyło im sił i mieli ochotę do dalszej walki. Wrogowie postanowili się wycofać. Zniknęli i nikt ich już nie widział. Czerwona Fontanna odparła atak.

— Wspaniale! — krzyknął Sky. Wokół niego rozlegał się wiwat innych specjalistów.

— Wygraliśmy, lecz co z Saladinem? — zapytał Helia reszty, a sam dyrektor wyszedł z tłumu.

— Jestem tutaj! Udało mi się uciec z mojego gabinetu dzięki teleportacji. To teraz ja was czegoś zapytam. Gdzie jest Roxy? — spytał magików. Sky rozejrzał się.

— Nie ma jej. Cholera — zauważył Sky.

— Myślałem, że idzie za nami — dodał Nabu, ale w rzeczywistości on też zapomniał o tej dziewczynie.

— Jak mogliście ją zgubić? Mieliście mieć ją na oku! — zdenerwował się dyrektor.

— I co teraz? Co jeśli coś jej się stało? Mógł ją porwać lub skrzywdzić któryś z łowców czarodziejek! — powiedział podniesionym głosem Saladin po chwili ciszy.

— Nic jej nie jest — oznajmił pewien mężczyzna, który trzymał czarodziejkę na rękach. Sky, Helia i Nabu doznali ulgi. Specjalista, który ją przyniósł był wyraźnie ranny, więc dyrektor chciał, aby poszedł od razu do lekarzy Czerwonej Fontanny. Wkrótce okazało się, że nie tylko on musiał pojawić się właśnie tam. Udało się wprawdzie odeprzeć atak łowców, ale sporo wojowników zostało rannych.


Kwadrans po północy Saladin zarządził świętowanie w Czerwonej Fontannie. Jednak nie wszyscy specjaliści mieli czas na zabawę. Sky, Nabu i Helia polecieli z Roxy do Alfei. Nie wiedzieli co jej jest. Helia tylko uważał, że opadła z sił. Wszyscy siedzieli na statku.

— Chłopaki. Powiem wam, że nieźle dzisiaj położyliśmy misję — przyznał Sky.

— Dokładnie. Nie wiem jak mogliśmy zapomnieć o Roxy — zgodził się Helia.

— Miejmy tylko nadzieję, że nic poważnego się jej nie stało bo jeśli tak, to my za to będziemy odpowiadać — mówił Nabu.

— Za nic nie będziecie odpowiadać — nie zgodziła się dziewczyna.

— Roxy! Nareszcie się obudziłaś! Zaczynaliśmy się o ciebie martwić — powiedział Sky.

— Przepraszamy cię, ponieważ zapomnieliśmy o tobie i zostałaś sama — mówił Helia.

— Tak. To było straszne, ale tylko z początku. Ogron okazał się całkiem silny, jednak udało się go pokonać — pochwaliła się.

— Pokonałaś Ogrona?! Niesamowite! — przyznał Nabu.

— Wiem. Długo nie zapomnę tej magicznej nocy — mówiła szczęśliwa.

— To dobrze, że nic złego ci się nie stało. W Alfei podzielisz się z Faragondą swoją historią, prawda? — spytał Sky.

— Prawda — potwierdziła.

Minęły jeszcze dwie minuty a statek wylądował w Alfei. Pokład opuściła tylko Roxy. Pożegnała się ze specjalistami, a ci wrócili do Czerwonej Fontanny. Czarodziejka zwierząt natychmiast poszła w kierunku gabinetu Faragondy.


Wkrótce stała już przed drzwiami. Zapukała i weszła po momencie. Do pomieszczenia wpadało przez okno delikatne światło księżyca. Oświetlało dyrektorkę, która stała w tej chwili przed oknem i przyglądała się gwiazdom. Wyglądało to naprawdę magicznie. Roxy milczała, ponieważ nie chciała przeszkadzać. Upłynęło kilka sekund, a Faragonda odwróciła się w jej kierunku i usiadła na krześle przy biurku. Na jej twarzy dojrzała delikatny uśmiech, zaś wzrok mówił, żeby czarodziejka usiadła po drugiej stronie biurka. Zrobiła to.

— Może opowiesz mi swoją historię? Słyszałam, że pokonałaś Ogrona — zaczęła dyrektorka.

— Tak. Zrobiłam to. Sama nie spodziewałam się, że jestem do tego zdolna — mówiła Roxy.

— Rozumiem. Może powiesz mi jak tego dokonałaś?

— Ogron chciał ze mną skończyć. To co zrobiłam było ostatecznością. Próbowałam nagromadzić w sobie wszystkie moje siły. Brakowało już ułamka sekundy a pocisk, który miał ze mną skończyć, wypełniłby swoje zadanie. Uwolniłam całą swoją energię i wokół mnie rozległa się wielka fala. Pocisk zniknął bez śladu razem z Ogronem, który został odepchnięty gdzieś w las.

— Dobrze. Powiedz mi jeszcze czy Ogron mówił coś ważnego?

— Hmm... Chyba nie, ale wiedział o moich przepowiedniach.

— Jak to możliwe?

— Widział mnie z Verą i Izą, a także z magikami, gdy znajdowałam się w pobliżu Chmurnej Wieży. Dodatkowo nabrał podejrzeń, ponieważ poszłam jako jedyna czarodziejka ze specjalistami na tę misję.

— W takim razie musimy na ciebie uważać. Cóż, późno już. Możesz iść do swojego pokoju.

— Pani Faragondo?

— Tak?

— Mam do pani jedno pytanie.

— Słucham?

— Skąd pani wiedziała, że przydam się w Czerwonej Fontannie?

— Masz może tę kostkę, którą zabrałaś?

— Tak. Przepraszam. Nie wiem co mnie podkusiło. Należy do pani, proszę — powiedziała dziewczyna, a potem wyciągnęła z kieszeni przedmiot.

— Zatrzymaj ją, Roxy. Teraz jest twoja. Nie ukradłaś jej, ponieważ to był test.

— Jaki test?

— Test, który miał potwierdzić to, że jesteś już pełną czarodziejką. Tę kostkę mogły zabrać również Vera albo Iza, ale jak widać ich czas jeszcze nie nadszedł.

— Aha. Więc to zostało zaplanowane, prawda?

— Tak. Specjalnie schowałam kostkę do jednej z szafek. Możesz być z siebie dumna, Roxy. Sądzę, że niedługo będziesz potrafiła wykonać transformację.

— Believix?

— Dokładnie. Musisz tylko wierzyć w siebie i nie poddawać się.

— Czy Winx też dostaną Believix?

— Nie sądzę. Ty jesteś wyjątkowa, ale nie zmienia to faktu, że zaczniesz uczyć się tego samego co one we wszystkich trzech latach nauki w Alfei. Musisz poznać podstawy. Twoje dwie najlepsze przyjaciółki zaczynają normalnie. Natomiast Winx wzmocnią wkrótce swój Enchantix.

— I pokonamy łowców!

— Tak. To wszystko, Roxy?

— Wszystko.

— To do zobaczenia rano. Idź się wyspać! Na pewno jesteś zmęczona.

— Dobrze, dobranoc! — powiedziała Roxy, po czym opuściła gabinet. Minęło około dziesięć minut, a czarodziejka leżała już wygodnie w łóżku. Nie mogła zasnąć, ponieważ ciągle myślała o dzisiejszych wydarzeniach. W pewnej chwili zaczęła rozmyślać o magiku, który ocalił jej życie. Myślała o nim kilka minut i doszła do wniosku, że się jej spodobał. Roxy nie była jeszcze w nim zakochana, ale mało już do tego brakowało.

— Muszę cię zobaczyć — powiedziała cichutko. Potem odwróciła się na bok i po niedługim okresie czasu zasnęła.





Hmm... Dobrze mi poszło z tą częścią? :)




(c) Vivien

2 komentarze :