wtorek, 11 października 2011

Rozdział 17 - Tajemnicza kostka


Zbliżało się popołudnie. Sky, Helia i Nabu zostali w Alfei by jej chronić i dotrzymywać towarzystwa czarodziejkom, które nie wybrały się na wycieczkę. Faragonda jak zawsze była bardzo gościnna i znalazła dla nich pokoje. Roxy i jej przyjaciółki strasznie się nudziły. Próbowały temu przeciwdziałać, więc rozmawiały i szalały na dworze. Po około godzinie znudziło im się to. Pomyślały, że mogą zagrać ze specjalistami w jakąś grę, ale nie wiedziały jeszcze jaką. Czarodziejka zwierząt coś im zaproponowała, a magicy nie mieli nic przeciwko temu. Dyrektorka powiedziała im, że mogą sobie poszukać gier planszowych w trzech salach lekcyjnych Alfei. Dała klucze Roxy i wszyscy udali się do pierwszej sali.


W tym samym czasie Saladin i Kodatorta stali i rozmawiali sobie przed wrotami prowadzącymi do wnętrza Czerwonej Fontanny.

— Ciężko mi zachować spokój gdy wiem, że ci “łowcy” mogą nas zaatakować w każdej chwili — przyznał Kodatorta.

— Musisz się starać utrzymać spokój. Panika i strach w niczym nam nie pomogą. Te dwa czynniki wpłyną negatywnie na naszą obronę przed atakiem — odparł dyrektor.

— Postaram się. Czy wiemy już kiedy przybędzie wsparcie?

— Zapewne jeszcze dziś. Wszystko na to wskazuje. Możliwe, że jeszcze dwie, trzy lub cztery godziny. Oczywiście pod warunkiem, że nie napotkają żadnych przeszkód po drodze.

— To i tak bardzo długo. Kiedy ich wezwałeś?

— Wczoraj w nocy. Zaraz po tym jak Faragonda się ze mną skontaktowała.

— Właściwie to nie wiem czemu w Alfei są nasi specjaliści. Mogliby być tutaj. Faragonda nie jest chyba doskonałym dowódcą? A poza tym to i tak większa jest szansa, że to nas zaatakują, prawda?

— Tak, ale nie możemy zapominać o szkole czarodziejek. Jeżeli chodzi o Faragondę, to myślę, że potrafi sobie świetnie radzić w sprawach obrony. Nawet jako dowódca wojsk. Oczywiście nie tak dobrze jak my, ale to tylko szczegół.

— Dobrze, wierzę ci. W takim razie bądźmy dalej czujni i czekajmy na wsparcie.

— Oczywiście.


W Alfei trwało przeszukiwanie sal pod dowództwem Roxy. Faragonda przebywała wtedy w pobliżu na wypadek, gdyby Roxy zobaczyła coś czego nie powinna była zobaczyć. W końcu miała dostęp do wszystkich szafek nauczycieli w których znajdowały się na przykład plany sprawdzianów na kolejny rok. W końcu udało się zdobyć pewne łupy: 3 gry planszowe (chińczyk, warcaby, szachy), kilka kostek do gry i inną kostkę, której każda ścianka miała inny kolor. Roxy nie wiedziała do czego służy. W pewnym momencie, gdy wypadła z szafki, zobaczyła ją. Zainteresowana dziwnym obiektem, chwyciła go i schowała do kieszeni. Nikt tego nie zauważył. Roxy uznała, że przyjrzy mu się z bliska, gdy będzie sama lub z przyjaciółkami. Magicy kierowali się z dziewczynami do pokoju, który został przydzielony dla Sky’a. Nie był to właściwe tylko jego pokój, bo został on wydzielony na trzy części. Każda z nich miała sporą powierzchnię jak na jednego magika.


Winx, a także Brandon, Riven i Timmy lecieli na planetę Ellmere. Podróż wydłużała się, choć nikt nie znał przyczyny tego problemu. Licznik prędkości pokazywał na ekranie cały czas tę samą wartość zaczynali dopiero lot. Timmy siedział za sterami i bardzo go to zdziwiło, a przy okazji zmartwiło. Według jego obliczeń statek powinien z znaleźć się na orbicie planety już pół godziny temu. Przejrzał jeszcze raz obliczenia i wszystko się zgadzało. Sytuacja zrobiła się poważna. Timmy zawołał do siebie Tecnę, bo właśnie tylko ona mogła mu pomóc z tym problemem.

— Tecna, chodź na momencik! — zawołał Timmy.

— Słucham? — spytała.

— Obawiam się, że jest problem ze statkiem.

— Jaki problem?

— Moje obliczenia pokazują, że powinniśmy być na miejscu około pół godziny temu.

— Może się pomyliłeś?

— Nie. Sprawdziłem to jeszcze raz na komputerze. Wszystkie są poprawne. Licznik pokazuje ciągle tę samą prędkość, a my wciąż nie widzimy tej planety.

— Nie lecimy za wolno?

— Licznik pokazuje tą samą prędkość od startu.

— Mówisz, że nie doszło do żadnego odchylenia prędkości? Przecież to powinno się wydarzyć chociaż w małym stopniu.

— Teraz dopiero zwróciłem na to uwagę. Licznik uszkodzony?

— Możliwe. Sprawdź go jak najszybciej i zwiększ prędkość, bo może się okazać, że lecimy w rzeczywistości zbyt wolno.

— Ok, dzięki za pomoc. Zobaczymy, czy to coś da. Zawołam cię gdy skończę.

— Dobra, powodzenia!

Tecna wróciła na siedzenie i została zaczepiona przez Bloom.

— Coś się stało ze statkiem? — zapytała lekko zaniepokojona.

— Myślę, że to nic poważnego. Lecimy za wolno. Powinnyśmy być już na miejscu. Podejrzewam, że licznik uległ uszkodzeniu — oznajmiła spokojnie.

— Jak się domyślam to Timmy naprawia tę usterkę?

— Tak. Na pewno da sobie radę i dolecimy w jednym kawałku — odpowiedziała śmiejąc delikatnie.

— Albo i nie — dodał Timmy.

— Co?! — krzyknęli wszyscy jednocześnie.

— Tylko żartowałem! — uspokoił wszystkich, ale im nie było do śmiechu.

— Problemem okazał się licznik prędkości. Lecieliśmy dwa razy wolniej niż powinniśmy lecieć. Będziemy na miejscu za około półtorej godziny — dodał Timmy.

— Hmm... To jeszcze sporo czasu. Na planetę Ellmere dotrzemy w nocy — oznajmiła rudowłosa.

— Trudno. Czasem tak bywa — rzekła Musa, która czytała jednocześnie bardzo ciekawe czasopismo o muzyce.

— Całe szczęście, że to tylko licznik zawiódł — powiedziała cicho Tecna.


Wszyscy rozgościli się w pokoju magików w Alfei. Sky ustawił duży stolik przy kanapie. Potem każdy ze zgromadzonych znalazł sobie na niej miejsce. Nie minęła chwila, a wszyscy usłyszeli pukanie do drzwi.

— Pewnie Faragonda — stwierdziła Roxy.

— Proszę! — powiedział głośno Sky.

Do pokoju weszła Pani Gryffin i jej uczennica, Mirta.

— Czy możemy zostać z wami i w coś zagrać? — zapytała Mirta, która lekko się zarumieniła. Słabo znała te osoby, więc czuła się trochę skrępowana, ale nie przejmowała się tym. Chciała wszystkich poznać i pokonać tę nieśmiałość.

— Oczywiście! — powiedziała bardzo przyjaznym głosem Roxy i zrobiła miejsce dla gości, a Gryffin i Mirta, po chwili usiadły sobie wygodnie.

— W co gracie? — spytała Gryffin, a jej głos zabrzmiał trochę dziwnie. Wszyscy domyślili się, że raczej nie bawi się w gierki planszowe i woli przebywać w towarzystwie swoich wiedźm lub samotnie, jednak została przez wszystkich zaakceptowana.

— Mamy trzy gry: warcaby, szachy i chińczyka. Wybierzemy składy i zagramy — oznajmiła Vera.

— Ok — odpowiedziała krótko Mirta.

W niedługim okresie czasu udało się dobrać drużyny i podzielić grami. Nie udało się ich zebrać wprawdzie tyle, by wszyscy mogli bawić się jednocześnie, ale to nie stanowiło żadnego problemu. Ci, którzy nie brali udziału w zabawie rozmawiali ze sobą. Mirta gadała dużo czasu z Roxy. Okazało się, że te dziewczyny mają ze sobą wiele wspólnego. Mirtę poznał także Helia, ale był dla niej trochę zbyt zamyślony, choć bardzo przyjazny. Nie mówiła mu o tym, bo nie chciała być niegrzeczna. Sky po pewnym czasie zamówił pizzę i napoje, ponieważ każdemu zaczął powoli doskwierać głód. Cała zabawa dotrwała aż do godziny dziewiątej po południu, a przynajmniej dla Roxy, która chciała opuścić pokój wcześniej. Zaczęła boleć ją głowa, tak bez przyczyny. Wcześniej nic nie czuła. Myślała, że po prostu złapała od kogoś wirusa lub coś podobnego. Vera i Iza oczywiście poszły z nią. Zmartwiło je to, że przyjaciółka wyszła bez podania przyczyny. Cały czas świetnie się bawiła, więc takie zachowanie było co najmniej podejrzane. Poza tym to co mogła robić w samotności?


Kwadrans po dziewiątej statek wylądował na planecie Ellmere. Cała załoga opuściła go powoli. Naokoło miejsca lądowania rozciągał się wielki las, który był podobny do tego w Magix. Chłodny, a zarazem delikatny, wiatr poruszał włosami czarodziejek. Wszyscy rozglądali się i trwała cisza, którą przerwała Bloom.

— Dotarliśmy na miejsce. Musimy znaleźć tę świątynię i "zwiedzić ją".

— Myślę, że dzisiaj tego nie zrobimy. Jest już zbyt późno — stwierdził Brandon.

— Niedaleko jest pewna wioska. Możemy się tam przejść. Może załatwią nam nocleg? — zastanawiał się Timmy.

— Nie pasuje mi to. Nie możemy spać na statku? Tam będzie bezpieczniej — upierała się Stella.

— Tak na podłodze? Macie tam łóżka, Timmy? — spytała Musa.

— To przyczepa campingowa czy co? To jest statek. Nie planowaliśmy na nim noclegu, więc wariant jest tylko jeden, czyli podłoga lub wcale. Co prawda są jeszcze siedzenia, ale na nich to gazetkę sobie można czytać a nie spać.

— Myślę, że możemy przejść się do tej wioski — oznajmiła Bloom.

— Pewnie, ale ktoś musi pilnować naszego statku — zauważył Brandon.

— To ja się zgłaszam na ochotnika! — powiedział Timmy.

— Na pewno chcesz zostać sam całą noc?

— Nie będzie sam! Zostaję z nim — oznajmiła Tecna.

— W takim razie my idziemy! Dobranoc! — pożegnała ich Stella.

— Na razie, Tecno, Timmy! Wrócimy tu rano! — poinformowała rudowłosa.

Czarodziejki z Brandonem i Riven’em skierowały się do wioski. Timmy bardzo się ucieszył, że Tecna zostanie z nim. Wiedział, że musi jej na nim zależeć skoro bez żadnego zawahania podjęła się pilnowania statku razem z nim przez całą noc.


Vera i Iza dotarły już do pokoju Roxy. Leżała na łóżku. Zauważyły, że nie jest w najlepszym stanie. Nic nie powiedziała na przyjście swoich przyjaciółek. Faragonda przechodziła tymczasem korytarzem i zatrzymała się przed wejściem do pokoju. Zaczęła nasłuchiwać.

— Roxy, co się stało? — zaczęła Vera.

— Sama nie wiem. Nie czuję się najlepiej i bardzo boli mnie głowa — mówiła cichym i słabym głosem.

— Potrzebujesz pomocy? Może zrobić ci okład na czoło, żeby zmniejszyć gorączkę? Chcesz? — zapytała Iza.

— Byłabym bardzo wdzięczna, ale zaczekajcie chwilkę — powiedziała. Potem wyciągnęła z kieszeni kostkę.

— Znalazłam to dzisiaj, gdy szukałyśmy gier. Nie wiem do końca czemu, ale ją zabrałam — mówiła pokazując przedmiot.

— Wygląda całkiem fajnie, ale nie widzę w niej nic nadzwyczajnego — wyraziła swoją opinię Iza.

— A moim zdaniem to ciekawy przedmiot. Może ma jakieś magiczne właściwości? — zastanawiała się Vera.

— Też tak sądzę. Coś pokusiło mnie by ją zabrać, ale jeszcze nie wiem co — tłumaczyła Roxy.

— Niby wszystko ok, jednak wiesz, że zabrałaś to bez pozwolenia pani Faragondy? Ta czynność ma nazwę, kradzież — wytłumaczyła Vera, która w sumie miała sporo racji. Dyrektorka w tym samym czasie odeszła od drzwi. Nie była wcale zła na Roxy. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, jakby cieszyła się z tego, że Roxy to zrobiła. Jednak nie wiedziała co stało się przyczyną jej bólu głowy.

— Masz rację. Jutro ją oddam do pani Faragondy i opowiem jej, dlaczego ją zwinęłam, a następnie szczerze ją przeproszę. Być może ta sprawa rozejdzie się po kościach — mówiła czarodziejka zwierząt.

— Trzymamy cię za słowo. Teraz pójdziemy zrobić ci okład. Zaraz wracamy — powiedziała Iza, a potem zabrała mały ręcznik i poszła razem z Verą w kierunku łazienki.


Czarodziejki i magicy dotarli już do miasta. Tutejsza ludność wyglądała zupełnie tak jak oni, więc nie odczuli żadnej ekscytacji z powodu pojawienia się obcych. Zarządca miasta, który przebywał w ratuszu dostrzegł ich przybycie statkiem, jednak nie wszczynał alarmu. Ten lud był zwykle nastawiony pokojowo do przybyszy, więc sam zarządca miasteczka przeszedł się do nich. Jego droga nie trwała długo. Dwie minuty i zdążył już zaczepić gości.

— Witam przybyszy! Jestem zarządcą tego miasta. Przybywacie w pokoju?

— Oczywiście. Ja jestem Sky — przedstawił się. Reszta zrobiła to samo.

— Miło mi was poznać. Macie konkretny cel waszej podróży? — zapytał władca.

— Tak, mamy — odpowiedział.

— W takim razie chodźcie za mną do ratusza. Chętnie was wysłucham i spróbuję pomóc — powiedział i ruszył w kierunku budynku.

Czarodziejki i magicy podążali za nim. Po niedługim okresie czasu dotarli do celu. Budynek ratusza od zewnątrz był całkiem spory i bardzo ładny. Zrobił na nich wrażenie. Inne budowle w tym mieście nie cechowały się tak dobrym stanem jak ten. Całe miasto przypominało średniowieczną wioskę, ale ratusz wyróżniał się. Wnętrze budynku wyglądało wspaniale, zadbanie i przytulnie. Na podłodze leżały czerwone dywany, a wnętrze oświetlane oświetlono wieloma pochodniami. Bloom nawet pomyślała sobie, że chciałaby sobie tu zamieszkać, choć czuła, że nie jest to możliwe. W końcu wszyscy dotarli do mniejszego pomieszczenia gdzie było wnętrze wyglądało skromniej i panowała cisza. Każdy ze zgromadzonych zajął sobie miejsce przy dużym, owalnym stole na którym leżało dużo różnego jedzenia.


W tym samym czasie w jednej z łazienek Alfei.

— Jak myślisz, co jej się mogło stać? — spytała Iza, która przygotowywała okład dla przyjaciółki.

— Stawiam, że to zwykłe przeziębienie. Zobaczymy czy jutro poczuje się lepiej. — odpowiedziała Vera, która stała sobie obok umywalki.

— Skończyłam. Chodźmy jej to zanieść — potwierdziła.

Dziewczyny opuściły łazienkę. Wkrótce dostarczyły okład Roxy i zostawiły ją samą. Leżała sobie na łóżku i przykryła się kołdrą. Wokół niej panowała cisza jak makiem zasiał. Chciała zasnąć i obudzić się następnego dnia wypoczęta. Minęło kilka minut i usnęła.


Władca miasteczka zdążył już zacząć rozmowę z przybyszami.

— Hmm... magiczny kryształ? Nie ukrywam, że zdziwił mnie cel waszej misji. Czy możecie powiedzieć po co wam on? — spytał Levis.

— Potrzebujemy go, ponieważ naszej planecie grozi niebezpieczeństwo — wyjaśniła rudowłosa.

— Bloom, chyba nie tylko naszej planecie. Jak łowcy skończą z Magix to wezmą się za następne planety — wtrąciła się Stella.

— Aha. Jak ten kryształ pomoże ocalić waszą planetę? — pytał władca.

— Zwiększy naszą moc. Wtedy będziemy mogły pokonać wroga. Nie mamy wiele czasu — mówiła Bloom.

— Widzę, że sytuacja jest poważna. Pomogę wam, ale jutro, zgoda? — spytał.

— Tak, dziękujemy.

— Świetnie! Rano wyruszymy do świątyni, ale kryształ musicie zdobyć bez mojej pomocy.

— Ten kryształ nie jest wam już potrzebny? — zdziwiła się Layla.

— Oczywiście, że jest. Wróci do nas sam gdy spełni swoją rolę. Domyślam się, że potrzebujecie jeszcze jednego kryształu z innej planety, prawda?

— Tak, a potem nadejdzie — zaczęła rudowłosa.

— Ostateczny test, w trzeciej świątyni — dokończył.

— Skąd pan to wie? — spytała Musa.

— Znam wszystkie zastosowania kryształów. Słyszałem również o tym rozdziale “Enchantix — magiczna siła zwiększona odwagą i trudnym testem”. Nie martwcie się. Pierwszy kryształ powinnyście zdobyć bez większego trudu i zagrożenia dla życia. To pewnie wy jesteście Winx, a ci mężczyźni to specjaliści z Czerwonej Fontanny, tak?

— Wszystko się zgadza — powiedział Sky.

— Jesteśmy znane aż tak daleko? — spytała Bloom.

— To nie wiedziałyście o tym? Przez kilka ostatnich lat udało się wam uratować magiczny wszechświat. Pokonałyście wielu wrogów. Wypadałoby o tym pamiętać. Dlatego sądzę, że poradzicie sobie z tą misją i z kolejnymi wrogami.

— Dziękujemy! Obiecujemy, że damy z siebie wszystko!

— Nie wątpię. Możecie spędzić dzisiejszą noc w tym budynku. Znajdę dla was miejsce do spania i poczujecie się jak w domu a może nawet trochę lepiej.

— Wspaniale! — powiedziała triumfalnie Stella.

Czarodziejki z magikami poszły za Levis’em. Gdy ten znalazł dla nich sypialnię, wszyscy mogli iść spać. Łóżka były bardzo wygodne i przyjemnie się na nich leżało.


Do północy pozostała godzina. Przed oczami Roxy malował się ogień. Wyglądało to tak, jakby paliło się w Czerwonej Fontannie. Po chwili ujrzała pięć postaci, które biegły w bliżej nieokreślonym kierunku. Obraz zrobił się rozmyty i zaczął zanikać. Dziewczyna zaczęła mieć wrażenie, że się pali.

— Nie! — wrzasnęła i otworzyła oczy. Czuła, że jest cała mokra. Przestraszyła się i to porządnie. Obawiała się, że to może być wizja. Wstała prędko z łóżka, założyła kapcie i pobiegła w piżamie do przyjaciółek najszybciej jak tylko potrafiła.

— Szybko! — krzyknęła, która bez pukania otworzyła drzwi do pokoju przyjaciółek.

— Pali się czy co? — mówiła zaspana Vera.

— Tak! Biegnijmy do Faragondy! — nalegała Roxy.

— W Alfei się pali?! — pytała Iza, która spanikowała.

— Nie, w Czerwonej Fontannie. Chyba — powiedziała ciszej czarodziejka zwierząt.

— Aha — skomentowała Iza, która nie wiedziała, co powinna powiedzieć w tej sytuacji.

Dziewczyny biegł ile sił w nogach do dyrektorki. Do wyścigu dołączyli po chwili magicy, Mirta i pani Gryffin, która stała ostania gdyż nie miała formy. Na przodzie biegła Roxy.

— Dziewczyny, co się stało? — spytał Brandon, który biegł obok Very.

— Zaraz się dowiesz. I ja też — odpowiedziała.

Minęło jeszcze kilka sekund, a przed oczami Roxy ukazały się wrota gabinetu. Niestety, nie zdążyła wyhamować i zderzyła się z nimi. Po sekundzie to samo przytrafiło się pozostałym, z wyjątkiem Gryffin. Siła uderzenia w drzwi prawie przyprawiła dyrektorkę o zawał. Podeszła trochę przestraszona do drzwi. Spodziewała się łowców, ale usłyszała głos Roxy, który wyraził, że zderzenie zabolało. Faragonda otworzyła drzwi i wszyscy, którzy byli za nimi upadli jej do stóp.

— Dobry wieczór! — powiedział Brandon, który leżał na samym dole, przygnieciony przez wszystkich. Faragonda po prostu zaniemówiła.

— Co wy robicie? — zapytała zaskoczona.

— Pani dyrektor, miałam wizję. Czerwonej Fontannie grozi niebezpieczeństwo! — powiedziała głośno Roxy i wszyscy wstali z podłogi.

— W takim razie skontaktuję się natychmiast z Saladinem — oznajmiła.

— Dobrze, ale musimy tam iść i pomóc — mówiła dziewczyna.

— Też tak sądzę, ale nie możemy pozostawić Alfei bez obrony — stwierdziła dyrektorka.

— Niestety, ale my idziemy do Czerwonej Fontanny. To jest nasza szkoła i naszym obowiązkiem jest walczyć o nią. Magicy, idziemy! — powiedział Brandon, który wyszedł z gabinetu razem z pozostałymi specjalistami. Nie czekał na zgodę dyrektorki Alfei.

— Pójdziemy z nimi! — odezwała się Vera.

— Nie pozwalam wam. Pójdzie tylko Roxy — zdecydowała Faragonda, a czarodziejka zwierząt nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę.

— Ja? Tylko dlaczego? — pytała zdziwiona.

— Dowiesz się, moja droga. Pamiętaj, aby na polu bitwy wierzyć w swoją moc i nie poddawać się. Teraz idź! Jesteś tam potrzebna. Wiem to — mówiła z przekonaniem.

— Nie zawiodę pani, obiecuję! — przyrzekła i pobiegła za specjalistami.

— Roxy? Idziesz z nami? — dziwił się Sky.

— Tak. Faragonda tak chciała. Nie rozumiem tego jeszcze, ale mam nadzieję, że dam sobie radę. Lecicie statkiem? — spytała.

— Tak.

— To zaczekajcie na mnie minutkę. Pójdę do pokoju i przebiorę się.

— Ok, ale sprężaj się. Myślę, że nie mamy dużo czasu.

— Dobrze.


W tym samym czasie Faragonda zdążyła już nawiązać kontakt z Saladinem.

— Witaj, Saladinie! Mam złe wieści.

— Złe wieści?

— Roxy miała wizję. Musisz przygotować Czerwoną Fontannę do obrony.

— Kto chce zaatakować moją szkołę?

— Sądzę, że łowcy czarodziejek. Specjaliści, których wysłałeś do mnie wrócili by pomóc w obronie. Leci z nimi również Roxy.

— To ta nowa czarodziejka, tak?

— Zgadza się. Poradzi sobie. Musi odkryć potęgę swojej mocy i wykonać pierwszą transformację w tym świecie.

— Skąd wiesz, że da radę tego dokonać?

— Przeszła pomyślnie mój test. Im wcześniej przetransformuje się, tym lepiej. Nadszedł czas, żeby nauczyła się bronić i walczyć.

— W takim razie postaramy się mieć ją na oku tak na wszelki wypadek. Niedawno przybyli pozostali magicy, których wcześniej wezwałem. Spróbujemy zaskoczyć wrogów z ukrycia. Sprawimy, aby pomyśleli, że Czerwona Fontanna jest bez obrony.

— Doskonale. Życzę powodzenia.

— Dziękuję. Odezwę się później.





Mój blog został oceniony na cafe-winx. Dziękuję Shylien za porządną ocenę. :) Może wyrazicie się na temat obecnego szablonu?


Ostatnio dosyć rzadko publikuję opowiadania z powodu braku czasu, rozumiecie mnie, prawda?
Od teraz, o nowych notkach u mnie możecie dowiedzieć się na blogu: winxowy-spam. Pomagam tam Śmietance w zbieraniu informacji o nowych notkach. Do zobaczenia wkrótce! :D




(c) Flamli




(c) Jasmine




(c) Szanel

1 komentarz :

  1. Idealne opowiadanie. Lubisz trzymać w napięciu :D Nareszcie te Winx są inne ;D

    OdpowiedzUsuń