środa, 24 sierpnia 2011

Rozdział 13 - Pech


Czas upływał wszystkim szybko przy świetnej zabawie. Sprzyjała również wspaniała i słoneczna, choć nie upalna pogoda. Anonimowi także słuchali koncertu. Siedzieli sobie wysoko na dachu, nad głowami tysięcy ludzi. Dochodziła godzina dziewiąta po południu. W końcu niebo ściemniło się trochę. Każdej z Winx zaczął doskwierać głód. Gdy aktualny zespół skończył grać, Stella przemówiła.

— Wy też jesteście głodne? — spytała reszty.

— Tak, zjadłabym coś — odpowiedziała Musa. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego jak zgłodniała.

— To może pójdziemy na pizzę? — zaproponowała Bloom pozostałym.

— No to chodźmy! — zgodziła się Stella.

— My również idziemy! — odezwał się Sky.

— I my! — dołączyła się Roxy.

— No dobrze — powiedziała Bloom.

Wszyscy podążali za rudowłosą, która sama nie wiedziała do której pizzeri pójdą. Ostatnia do której się udali była teraz za daleko. Jednak tablica z reklamą, która wisiała na jednym z budynków miasta, spadła im jak z nieba.

— Patrzcie tam! Otworzyli pizzerię niedaleko nas i mają ciekawą ofertę! — ogłosiła Bloom.

— Zgodzę się z tym. Większa pizza i niższa cena niż tam, gdzie bywaliśmy do tej pory — zauważył Brandon.

— Sprawdzę tylko informacje o tym obiekcie na mapach — poinformowała Tecna.

— Zawsze lepiej sprawdzić. Tak na wszelki wypadek — poparła ją Flora.

— Tylko czemu? Nie uważam, by w takim miejscu mogło czaić się niebezpieczeństwo — dziwił się Helia.

— By się upewnić, mój drogi. Była kiedyś kiedyś taka knajpa, której nie było na mapie i okazała się zasadzką Trix. Czarna Laguna?

— Tak, ale nie wracajmy już do tego — prosiła Stella.

— Już znalazłam. Ten obiekt jest na mapie i ma bardzo dobre opinie klientów — twierdziła Tecna.

— Świetnie, czyli nic nam nie grozi. Za mną! — powiedziała Bloom.


Wszyscy wyruszyli do lokalu. Korzystali ze wskazówek zawartych w reklamie. Droga nie należała do zbyt długich. Dwóch mężczyzn cały czas podążało za naszymi bohaterami. Poruszali się po dachach. Jak zawsze robili to niedostrzeżenie. Jednak pewna osoba z grupy coś przeczuwała, choć nie podzieliła się tym z pozostałymi. Po dwudziestu minutach wszyscy znaleźli się przed pizzerią. Jako pierwsza weszła Stella, a za nią Bloom i reszta. Flora rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie zobaczyła prawie żadnych gości, ale wnętrze wyglądało na zadbane i ładne, miało swój klimat. Brak większej ilości osób dało się wytłumaczyć tym, że niemal wszyscy słuchali koncertu.

— Ile sztuk pizzy kupujemy? — spytała rudowłosa.

— Sądzę, że jedna dla nas wystarczy — stwierdziła Musa.

— My też weźmiemy sobie jedną — oznajmił Sky.

— A wy, Roxy? — zapytała Flora.

— Również jedną — odparła.

— Ale małą, co nie? — odezwała się zaskoczona Stella.

— Jesteśmy głodne, więc zjemy dużą — odpowiedziała.

— Żeby nie przytyć za bardzo, Roxy! — wtrącił się Brandon. Siedział już przy stoliku na wygodnym krześle. Dziewczyna odpowiedziała na to mrocznym spojrzeniem posłanym w jego kierunku. Jej koleżanki cicho się śmiały, podobnie jak specjaliści.

— On tylko żartował, więc nie bądź na niego zła — powiedziała po chwili Vera.

— Wiem. Tutaj wszyscy mają poczucie humoru. Myślałaś, że będę się za to gniewać na niego? — zapytała Roxy, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

— Nie, ja tylko tak gadam. Na wszelki wypadek — odpowiedziała, lecz sama za bardzo nie wiedziała co wypada odpowiedzieć, więc wymyśliła te dwa zdania na szybko. Tymczasem Bloom udała się do kasy, by złożyć zamówienie. Obsługa była bardzo miła i nie sprawiała najmniejszych kłopotów. Każda z trzech podgrup zajęła po jednym stoliku.

— Roxy, naprawdę sądzisz, że zjemy taką dużą pizzę razem? — zapytała Vera. Ku jej zdziwieniu nie usłyszała żadnej odpowiedzi.

— Roxy! Jesteś tutaj z nami? — odezwała się Iza. Chciała ściągnąć ją na ziemię.

— Tak, jestem. Przepraszam was. Zamyśliłam się. Myślę, że zjemy tę pizzę — odpowiedziała oderwana od swoich myśli.


W tym samym czasie specjaliści urządzili sobie bardzo dojrzałą konwersację.

— On świetnie włada mieczem, ale nie umie się bronić — opowiadał Sky.

— Zaś Otto najlepiej radzi sobie z łukiem, a z mieczem jest do niczego — mówił Brandon.

— Pamiętajmy, że my sami nie jesteśmy idealni z każdym rodzajem broni — przypomniał Helia.

— To oczywiste. Każdym ma swoją ulubioną broń — oznajmił Sky.

— Dobra. Skończmy gadać o tych nowych. Pogadajmy o nas! — odezwał się Riven.

— O czym mamy mówić? O tym, kto nie użył dzisiaj dezodorantu? — spytał żartobliwie.

— Tylko ty go nie używasz. Korzystasz z jakichś damskich perfum od twojego ojca, który też ich używa, rzecz jasna! Jaki ojciec, taki syn.

— Cały Riven, mocny w słowach.

— Jestem również silniejszy od ciebie. Chcesz się przekonać?

— Niby jak to sprawdzimy?

— Siłuj się ze mną na rękę.

— Czemu by nie?

Sky teoretycznie nie chciał się za bardzo zniżać do poziomu Riven’a, ale poczuł się trochę sprowokowany tym tekstem o perfumach, choć nie pokazywał tego zbytnio. Dwóch mężczyzn toczyło zaciętą walkę. Pozostali specjaliści zaczęli wkrótce kibicować kolegom. Stella, która oglądała pomieszczenie, usłyszała to i przybiegła rozzłoszczona do stolika mężczyzn.

— Co wy robicie do jasnej cholery?! — krzyknęła na tyle głośno, że omal nie spowodowała zawału tej dwójki i przerwała ich pojedynek. Jej głos musiał rozprzestrzenić się jeszcze poza lokalem.

— Są jeszcze jakieś nie stłuczone szyby? — zapytał Riven, który dopiero co otrząsnął się po wybuchu gniewu czarodziejki, lecz to podtrzymało jej złość.

— Zamknij się, głupku! — powiedziała głośno do niego, a specjaliści mieli niezły ubaw dopóki nie spojrzała na nich morderczym spojrzeniem. Riven naprawdę się przestraszył, więc siedział już cicho.

— Sky, jesteście w porządnym lokalu, a nie w wiejskiej knajpie. Zachowujcie się dojrzale. Mam się wami opiekować jak małymi dziećmi? — powiedziała spokojnie Bloom i zabrała przyjaciółkę.

— Chodź, Stello. Usiądź sobie przy naszym stoliku. Pogadamy sobie — mówiła.

— Zrobimy okład na gorączkę — dodał Riven, a w Stelli się zagotowało. Gdyby Bloom nie przytrzymała jej, to pewnie rozszarpałaby mężczyznę na drobne kawałeczki. Ten sądził, że wygrał, ponieważ ostatni jej dopiekł. Uspokoił się i zaczął rozmawiać z pozostałymi. Sky czuł się trochę głupio. Zgodził się z tym, że zachowywał się dziecinnie jak na niego i mógł narobić innym wstydu.


Minęło około dziesięć minut i przyszli kelnerzy z pizzami. Położyli po jednej na każdym stoliku. Każdy wziął się za jedzenie. Za pół godziny na wszystkich stołach, z wyjątkiem tego okupowanego przez Roxy wraz z jej koleżankami, nie było już śladu po pizzy. Winx i specjaliści zaczęli się już zbierać.

— I co, Roxy? Chyba za duża ta pizza jak na was? — zapytała Bloom.

— Nie. Damy sobie z nią radę. Możecie iść, dogonimy was — odpowiedziała pewnie. Rudowłosa zastanawiała się czy nie zostawić kogoś z nimi. Po chwili zdecydowała, że zaufa jej.

— To my idziemy. Będziemy w pobliżu sceny, jak coś — oznajmiła i wyszła razem z innymi.

— Jak nie możecie zjeść, to mogę zostać z wami trochę czasu i zająć się tym problemem — odezwał się Riven, który miał właśnie wychodzić.

— Chodź już. Mówiła, że dadzą sobie radę — powiedziała Musa i pociągnęła go delikatnie za koszulę.


Trójka dziewczyn została sama w lokalu. Za oknem dało się właśnie zobaczyć niebo pełne gwiazd i oświetloną pięknym światłem latarni ulicę Magix.

— Roxy. Zjedzmy tę pizzę i wracajmy do pozostałych — nalegała Iza. Jej przyjaciółka wyglądała przez okno i ponownie przebywała w innym świecie.

— Ziemia do Roxy! Jesteś tam? — odezwała się Vera.

— Jestem, jestem. Patrzyłam tylko w gwiazdy. Niebo o tej porze wygląda cudownie. Podobnie jak całe to miasto — stwierdziła.

— Tak, masz rację. To naprawdę urokliwe miejsce, ale czy nie zauważyłaś, że dzisiaj ciężko nawiązać z tobą kontakt? Coś cię martwi? — spostrzegła Iza.

— Może tak, może nie. Sama nie wiem. To pewnie zabrzmi głupio, ale czasem miewam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował. Dzisiaj szczególnie i to jeszcze zanim weszłyśmy do pizzerii — wyznała czarodziejka zwierząt.

— Nie wiem co powiedzieć. Sama czegoś takiego nie zauważyłam — odparła Vera.

— Ja również. Skoro miałaś obawy to mogłaś po prostu powiedzieć o tym Winx i byłabyś bezpieczna — stwierdziła rozsądnie Iza.

— Tyle już dla mnie zrobiły. Jestem im za to wdzięczna i nie chcę ich martwić moimi przypuszczeniami. Jednak gdyby coś się wydarzyło, to obiecajcie mi, że będziecie ze mną, dobrze? — prosiła.

— Obiecujemy. Teraz zjedzmy tę pizzę, bo jak ostygnie za bardzo to będzie niedobra — powiedziała Vera.

— Dziękuję wam.


Dziewczyny zjadły wspólnie posiłek. Następnie każda niechętnie wstała z wygodnych krzesełek. Wprawdzie wychodzenie o tej godzinie z lokalu nie było szczególnie bezpieczne, ponieważ nigdy nie było wiadomo kto mógł się kręcić po ciemnych ulicach. Jednak czarodziejki musiały wyjść, aby dołączyć do reszty. Wybiła wpół do jedenasta w nocy. Dziewczyny opuściły pizzerię i wyruszyły z powrotem do znajomych. Roxy nie czuła się spokojna w tych okolicach o tak późnej porze. Myślała sobie, że jednak dobrze by było, gdyby specjaliści szli z nimi. Winx miały mniej niż pół godziny do rozpoczęcia ich występu. Trwały ostatnie przygotowania. Bloom trochę martwiła się o Roxy. Zaproponowała więc, by ktoś wybrał się do tej pizzeri. Na ochotników zgłosili się Brandon i Timmy i wyruszyli jak najszybciej. Timmy posiadał nawigację GPS, dlaczego szansa, że gdzieś się zgubią praktycznie nie istniała.


Grupa Roxy doszła już prawie do celu. Brakowało jeszcze paru minut drogi, ale dziewczyna nagle coś poczuła. Anonimowi cały czas obserwowali ją, a ich atak miał nastąpić już za moment.

— Stójcie! — odezwała się do koleżanek. Wywołała przy tym ich zdziwienie i przerażenie za jednym razem.

— Co się stało? — spytała zaniepokojona Vera.

— Jesteśmy przez kogoś obserwowane. Czuję, że ktoś chce nas zaatakować z zaskoczenia, więc przygotujcie się do obrony — odpowiedziała szybko.

— Dobrze, już jesteśmy gotowe — oznajmiła Iza po chwili.

— Świetnie. Teraz czekamy — powiedziała Roxy.


To, co wyprawiały dziewczyny, zdziwiło samych anonimowych. Byli pewni, że ich ataków nigdy się nikt nie spodziewa. Jednak mieli przeprowadzić tę akcję właśnie dzisiaj i nic nie mogło ich zatrzymać. Han wyszedł szybko z ukrycia i biegł w kierunku dziewczyn wywołując przy tym ich reakcję. Iza wykonała uderzenie wiatru na mężczyznę. Czar okazał się całkiem skuteczny. Wróg odleciał na kilka metrów, jednak nie powstrzymało go to i dalej zaczął biec w ich kierunku. Następny atak wykonała Vera. Han wysiał przez moment w powietrzu, a z ziemi zaczęły wybiegać setki szczurów dzięki zaklęciu Roxy. Tymczasem Zack zdążył się do niej zbliżyć. Chwycił dłonią jej głowę, a dziewczyna zaczęła zasypiać i w końcu jej zaklęcie przestało działać co wywołało zdziwienie jej przyjaciółek. Odwróciły się natychmiast w jej kierunku i ujrzały innego mężczyznę, który uciekał, trzymając Roxy na rękach. Dziewczyny zaczęły biec ile sił w nogach by dogonić porywacza, jednak zapomniały przy tym, że pierwszy z atakujących miał się bardzo dobrze. Han wykorzystał jedną ze swoich mocy, super szybkość, i pobiegł w kierunku Very i Izy. Gdy znalazł się już wystarczająco blisko, rozłożył szeroko umięśnione ręce, nie przerywając przy tym biegu. Uderzył mocno obie dziewczyny w plecy, przewracając je przy tym i wywołując u nich silny ból. Potem śmignął między nimi i pognał w kierunku Zack'a, który miał już ich cel. Iza podniosła się z trudem. Zauważyła, że ma zranione kolano. Potem wstała Vera, która była porządnie wkurzona.

— Nie mogę uwierzyć! Tak po prostu zabrali nam Roxy, a nas wykiwali!

— Wiem, choć na początku szło dobrze — odpowiedziała Iza.

— Ten pierwszy mężczyzna... On wcale nie chciał nas zaatakować. Miał tylko odwrócić naszą uwagę!

— Cholera. Co my teraz zrobimy? Już ich nie dogonimy!

— Ledwo trzymam się na nogach po ostatnim ataku. Masz zranione kolano. Bardzo boli?

— Ech. Bywało gorzej, ale i tak nie jestem w stanie biec.

— Musimy powiadomić resztę!

— Aż boję się myśleć co nam zrobią, jak się o tym dowiedzą.

— I... I co tamci chcą zrobić naszej Roxy? — z oczu Very zaczęły płynąć łzy. Iza przytuliła ją i również zaczęła płakać.


Przyjaciółkom Roxy świat wywrócił się do góry nogami. Nie dość, że straciły Roxy to teraz są same na ulicy, gdy potrzebują pomocy. Jednak około dziesięciu minut po jedenastej przybyła dwójka specjalistów, wysłana wcześniej przez Bloom, czyli Brandon i Timmy. Widok dwóch dziewczyn bardzo ich zaskoczył.

— Hej! — krzyknął Brandon zbliżając się do nich. Zobaczył potem jak Vera i Iza biegną w ich kierunku, lecz z pewnym trudem.

— Co się stało? — spytał Timmy z lekkim niepokojem w głosie.

— No i co z Roxy? — dodał Brandon.

— Nie ma jej i obawiam się, że możemy jej już nigdy nie zobaczyć — powiedziała Vera. Z jej oczu dalej płynęły łzy.

— Dziewczyny, powiedzcie nam co się stało, proszę! — mówił Brandon nalegającym tonem.

— Ja ci to opowiem, Brandonie. Zanim opuściłyśmy pizzerię, Roxy mówiła, że czuła jakby ktoś ją obserwował przed wejściem do lokalu. Same nie czułyśmy czegoś takiego — opowiadała Iza.

— My również. Dlaczego nam nic nie powiedziała? — spytał Timmy.

— Mówiła nam, że nie chciała was martwić, ponieważ jest wam wdzięczna za to co wszyscy dla niej zrobiliście. Kontynuując, opuściłyśmy pizzerię i wracałyśmy do reszty grupy, ale w pewnym momencie Roxy kazała nam się zatrzymać i przygotować do obrony. Zrobiłyśmy to. Po pewnym czasie przybiegł do nas jakiś mężczyzna, który chciał nas zaatakować. Broniłyśmy się, ale ten atak miał tylko odwrócić naszą uwagę, aby drugi to drugi z nich mógł porwać Roxy. Zaczęłyśmy biec za porywaczem, ale ten pierwszy uderzył nas mocno w plecy. Biegł do nas od tyłu. Potem już tylko poczułyśmy ból i po pewnym czasie udało nam się podnieść. Jednak wtedy było już za późno, by cokolwiek zrobić — opowiedziała Iza całą sytuację, a dwójka specjalistów słuchała uważnie.

— Na pewno coś wymyślimy razem z Winx, ale teraz nie możemy użalać się nad tym co się stało. Pójdziemy na nasz statek. Mamy tam apteczkę. Zajmiemy się kolanem Izy i zostaniemy tam do końca koncertu, dobrze? — zapytał Brandon, by potwierdzić swój plan.

— Chodźmy — odpowiedziała zdecydowanie Vera.


Grupa wyruszyła w kierunku statku specjalistów. Brandon asekurował Izę na wszelki wypadek. O wpół do dwunastej udało im się dotrzeć do miejsca gdzie stał statek. Helia, który miał wartę przy sterach otworzył drzwi statku widząc znajomych. Brandon i Timmy wraz z dwoma dziewczynami weszli na statek.

— Jej... Co się stało? — zapytał Helia. Zauważył zranione kolano Izy.

— Zaraz ci wszystko opowiemy, ale pójdź najpierw po resztę specjalistów. Timmy, naszykuj apteczkę — powiedział Brandon. Opatrzył w kilka minut kolano Izy, a chwilę później wrócił Helia z pozostałymi chłopakami. Iza ponownie opowiedziała historię, a specjalistom ciężko było uwierzyć w to co stało się niedawno.

— I co my teraz zrobimy? — pytał Sky.

— Sami? Nic. Trzeba będzie to powiedzieć Winx — stwierdził Brandon.

— Załamią się. Wolałbym im tego nie mówić — przyznał Helia.

— Ciężko by było im to powiedzieć. Zobaczcie tylko jakie są teraz szczęśliwe. Mamy to wszystko zniszczyć? — spytał Riven.

— Trzeba przyznać, że one nigdy nie miały łatwo. Zgodzę się z Riven'em i Helią — powiedział Timmy.

— Jak tego nie zrobimy teraz, to później może być jeszcze gorzej. Wiem, o co wam chodzi, ale trzeba to zrobić jak najszybciej — oznajmił Sky.

— Chyba nie przerwiemy ich koncertu? — pytał Brandon.

— Myślę, że to by była już lekka przesada. Powiemy zaraz po tym, jak skończą rozdawać autografy i wrócą do nas.

Wszyscy specjaliści zgodzili się mimo wszystko na ten pomysł. Czuli, że zapowiada się trudna chwila dla czarodziejek.


Nadeszła północ. Winx zeszły ze sceny i zostały otoczone tłumem osób chętnych na autografy. Minęła chwila, a Layla poczuła jak Sybilla kontaktuje się z nią. Nabu przebudził się właśnie teraz. Czarodziejka podzieliła się tą informacją z resztą dziewczyn i udała się do pustego miejsca, wolnego od innych ludzi. Po momencie otworzył się portal. Weszła do niego i ślad po niej zaginął, jak i po portalu. Za kwadrans Winx rozdały autografy. Poszły szybko na statek specjalistów. Chciały wrócić już do Alfei i odpocząć po ciężkim dniu. Jednak gdy przekroczyły progi statku, zobaczyły ponurą atmosferę i specjalistów, którzy nic nie powiedzieli na ich widok.

— Chłopaki, co jest?! — spytała głośno Stella, przerywając ciszę.

— Musiało się stać coś bardzo złego, czuję to — powiedziała Bloom powoli i pewnie.

— Tak, Bloom. Masz rację. Stało się. Lepiej usiądźcie, bo to co zaraz usłyszycie, może was zaboleć — mówił Sky głosem poważnym jak nigdy dotąd.
Rudowłosa obawiała się, że chodzi o coś z Roxy. Nie widziała jej na statku, ale ujrzała jej przyjaciółki, które zawsze dotrzymywały towarzystwa czarodziejce zwierząt. Nic innego nie przychodziło jej do głowy.





Wróciłem wczoraj. Dziękuję za miłe komentarze po ostatnią notką i odpowiedzi na pytanie. Muszę jeszcze zobaczyć cały odcinek Revenge of the Trix. :) Następna część opowiadania niedługo, może wyrobię się jeszcze w tym tygodniu. Widzę, że sporo blogów obchodzi urodziny właśnie w wakacje. U mnie to już 2 miesiące z kawałkiem. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak szybko powstaje to opowiadanie. Staram się czasem wrzucić jakąś śmieszną scenkę, co widać. Zobaczę jak to będzie później. Tytuł tej części zdecydowanie odzwierciedla jej zawartość. Nawet numer części się zgadza - 13, ciekawe... :] Jeszcze raz dziękuję za zainteresowanie blogiem.





(c) Bloomcia94




 

 

(c) Carmelena


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz