sobota, 26 września 2015

Rozdział 66 - Bez tytułu



Całe szczęście, że upragniony wieczór w końcu nadszedł. Poza Laylą i Musą, żadna z Winx nie miała nadzwyczajnych snów, a przynajmniej ich nie pamiętała. Ellen zabrała wszystkich na świeże powietrze. Każdy wydawał się o wiele bardziej rozmowny niż zazwyczaj. Pobyt w samotności już zaczął na nich wpływać. Silna potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem nie powinna w sumie nikogo dziwić. Szczególnie, że wszyscy mają dla siebie tylko godzinę. Później spędzą całą noc sami. Ta myśl przyprawiała niektórych o dreszcze. Nikt nie wiedział, co pokażą im duchy. Historia Layli dotknęła prawie wszystkich w równym stopniu. Musa nie miała ochoty opowiadać o swoich odczuciach. Odniosła wrażenie, że tak naprawdę nie ma o czym mówić. Od czasu do czasu obawiała się o wiele rzeczy i stwierdziła, że ta sytuacja należy po prostu do jej okresowych zmartwień.

Wszyscy przespacerowali się po lesie. Klimat krajobrazu wokół Inestion wiał lekką grozą o tej porze. Nikt nie miałby ochoty udać się samemu głębiej w las. Nawet w zamku nie dało się poczuć w pełni bezpiecznie. Wszystko za sprawą jego tajemnic i duchów. Zdaniem Ellen, są one pozytywnie nastawione i mają pomagać, ale już sama świadomość, że jakaś nadprzyrodzona istota obserwuje kogoś, a ta osoba jej nie widzi, budzi niepewność i strach. Najbardziej spokojni okazywali się Riven, Nabu i Helia. Brandon czuł się przede wszystkim podekscytowany. Liczył, że uda mu się chociaż raz w życiu zobaczyć ducha. Przypominał odrobinę dzieciaka w sposobie wyrażania tej nadziei. Sky podchodził do misji z opanowaniem. Uznał, że co ma być, to będzie. Timmy najbardziej się obawiał spośród magików, ale chyba nie bardziej niż którakolwiek z czarodziejek Winx.

Godzina trochę się dłużyła i nikomu to nie przeszkadzało. Ostatni kwadrans wszyscy spędzili na głównej hali Inestion. Każdy zdążył napełnić swój żołądek nienajgorszym jedzeniem i potem nadszedł czas rozstania do poranka. Magicy i czarodziejki niechętnie udali się do swoich komnat. Czy Ellen nie mogłaby dać im jeszcze z pół godziny? Cóż, spytali o to, ale stanowczo odmówiła. Trzymała się dokładnie ram czasowych misji i nie pozwalała na wyjątki. Niedługo potem, każdy leżał już na łóżku i czekał na sen. Nikt nie mógł spodziewać się, kto dowie się tej nocy czegoś o sobie. Z drugiej strony, kto powiedział, że duchy muszą nachodzić ich każdej nocy?




Bloom obudziła się około piątej rano. Podniosła głowę z niezbyt miękkiej poduszki i rozejrzała się po komnacie. Wszystko wyglądało normalnie, a ona czuła się wypoczęta. Oceniłaby swoje samopoczucie na pozytywne. Chciała dowiedzieć się, czy inni mieli jakieś przygody tej nocy. Usiadła na łóżku i zamyśliła się na moment. Drgnęła, gdy po krótkiej chwili usłyszała wibracje telefonu leżącego na stoliku.

— Jej, ale się przestraszyłam. Jeszcze się nie rozładował? To istny cud! — zastanawiała się. Uśmiech widniał na jej twarzy. Chwyciła szybko urządzenie. Czekała na nią jedna wiadomość do przeczytania. Od razu ją otworzyła.

"Królowo Bloom, prosimy, przyleć na Domino!"

— Co to ma niby znaczyć? Co się stało na Domino? I dlaczego zwracają się do mnie "królowo"? Przecież jestem księżniczką... — mówiła do siebie. Coś jej się nie spodobało. Natychmiast zadzwoniła na numer, z którego nadeszła wiadomość.

— Witam, dostałam przed chwilą wiadomość z tego numeru i nic nie rozumiem. Z kim rozmawiam? — spytała od razu.

— Jestem najwyższym doradcą rodziny królewskiej. Jak dobrze, że tak szybko królowa zareagowała! Sytuacja jest wyjątkowo poważna — głos kobiety ocierał się tonem o panikę.

— Dlaczego? Proszę mi wytłumaczyć — nalegała.

— To będzie trudne — powiedziała i zrobiła pauzę. — Król... On... Umarł w zeszłą noc — dodała szybko. Bloom zakryła usta z zaskoczenia i przerażenia.

— Niestety, to nie jest koniec. Trudno mi to mówić, ale pani matka zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Podejrzewamy porwanie. Stało się to kilka godzin temu — mówiła smutnym tonem kobieta.

— Macie ją znaleźć! — wrzasnęła Bloom. Nie obchodzi mnie, w jaki sposób! — Łzy popłynęły po jej policzkach. — Jeśli tego nie zrobicie, osobiście dopilnuję, żebyś ty i strażnicy odpowiedzialni za ochronę, przez wieczność cierpieli w lochach! To wasza wina, słyszysz?! — krzyczała ze złością w głosie. Zakryła jedną dłonią twarz i szlochała. Coś w niej pękło. Stało się to, z czym nie potrafiła się pogodzić. Możliwe, że straciła biologiczną matkę i ojca.

— Królowo, nie wiemy jak to się mogło stać... — próbowała tłumaczyć. — Błagamy o litość — prosiła błagalnym tonem kobieta.

— Cisza! — krzyknęła. — Zaraz będę na Domino. Wtedy się z wami policzę! — zagroziła i rozłączyła się. Spojrzała na ekran przez zapłakane oczy i poszukała numeru do swojej matki. Zadzwoniła. Słyszała dźwięk oczekiwania połączenia i czekała z niecierpliwością aż ktoś odbierze. Ręka jej drżała ze zdenerwowania. Czarodziejka została spławiona standardowym komunikatem, że abonent jest niedostępny. Rzuciła telefonem o ścianę i zakryła twarz obydwiema dłońmi. Była bardzo załamana, jednak wstała po chwili, podniosła urządzenie i opuściła komnatę. Pobiegła natychmiast do Ellen. Głośno otworzyła drzwi do jej pokoju i ją obudziła.

— Muszę wyjść z zamku! Natychmiast! — nakazała. Elfka intuicyjnie wyczuła, że sytuacja jest poważna. Zresztą, widziała zapłakaną twarz czarodziejki, więc nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

— Pamiętaj tylko, że przerwiesz swoją misję — poinformowała neutralnym tonem Ellen.

— Wiem, ale nie obchodzi mnie to! W jednej chwili dowiedziałam się, że straciłam dwoje biologicznych rodziców! Co ty byś zrobiła na moim miejscu? — spytała. Nie usłyszała odpowiedzi. Ellen tylko chwyciła odruchowo klucz i pobiegła do wyjścia z zamku. Szybkim ruchem zdjęła kłódkę i otworzyła wrota. Bloom wybiegła jakby się paliło. Nawet nie miała czasu z nikim się pożegnać. Zadzwoniła do dyrektora Czerwonej Fontanny. Sprowadziła statek bez większego wysiłku, gdy tylko krótko wyjaśniła sytuację Saladinowi. Musiała jednak wejść do niego po linie, ponieważ brakowało miejsca na wylądowanie.

Czarodziejka siedziała na pokładzie z jednym specjalistą, którego na oczy wcześniej nie widziała. To jednak nie miało żadnego znaczenia. Ona chciała tylko szybko dostać się na Domino. Podróż dłużyła się jej niemiłosiernie. Gdy tylko dotarła na miejsce, wybiegła ze statku i skierowała się do królewskiego pałacu. Biegła, ile sił w nogach. Wkrótce straciła poczucie tchu. Zwolniła i szła cała zdyszana. Na szczęście zobaczyła strażników pałacu. Ci wcale nie zareagowali na nią obojętnie, wręcz przeciwnie.

— To ona! — krzyknęli wszyscy.

— Tak, witajcie — powiedziała z lekką ulgą. Nareszcie dotarła na miejsce. Chciała zrobić porządek w królestwie i wymierzyć sprawiedliwość osobom odpowiedzialnym za to, co stało się jej biologicznej matce.

— Zostajesz zatrzymana. — Jeden z mężczyzn wyszedł przed innych. Kilku pozostałych otoczyło ją w oka mgnieniu. Któryś z nich związał jej dłonie.

— Zaraz, co wy wyprawiacie?! Chcecie mnie aresztować?! — spytała głośno.

— To nie jest nasza decyzja. My mamy tylko wykonać rozkazy. Nie stawiaj oporu — mówił stanowczo główny strażnik.

— Kto wydał wam rozkaz? — spytała ze złością.

— Królowa Diaspro — odparł.

— Co?! — Jeszcze nigdy nie czuła się tak zaskoczona jak teraz. — Ja jestem królową, nie ona! — krzyknęła. Nikt nie wziął na poważnie jej słów.

Bloom nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się stało. Dotarła na Domino, do jej królestwa, i została aresztowana. Nie tak dawno temu, dowiedziała się, że jest królową. Przecież tak właśnie zwracała się do niej kobieta po drugiej stronie słuchawki. A jak się mają fakty? Absurdalnie. Diaspro jest królową? Na jej planecie? Jak to się mogło stać? Czarodziejka smoczego płomienia siedziała właśnie w celi. Miała związane nogi i ręce. Nie mogła nic zrobić, żeby się uwolnić. Nie miała jak się z kimkolwiek skontaktować, telefon jej zabrano. Nawet nie czuła w sobie magicznej mocy, której mogłaby użyć, by się stąd wydostać. Usłyszała czyjeś kroki.

— Więc znów się spotykamy, czarodziejko? — spytała doskonale znana jej kobieta.

— Diaspro! — powiedziała głośno Bloom. — Jak to jest możliwe? Ty, królową Domino? — pytała z niedowierzaniem.

— Całkiem nieźle, czyż nie? Ta korona wyjątkowo pasuje mi do włosów, nie uważasz?

— Jak to zrobiłaś?

— Ty masz swoich marnych przyjaciół, a ja znajomości, z których mam korzyści. Zawsze dostanę to, czego zechcę. Znajdę na to sposób. Dzisiaj spełniłam tylko jedno z moich wielu marzeń, maleńka, słaba czarodziejko.

— Nie ujdzie ci to na sucho! Jakie jeszcze marzenia może mieć taki potwór jak ty?

— Jest jeszcze jedna, ważna rzecz, ale to już tylko formalność dla królowej Domino. Niebawem dostanę to, na co od dawna zasłużyłam. Ty wszystko zepsułaś! Pojawiłaś się! Ty, rudowłosa dziewczyna, kilka lat temu. Zabrałaś mi go! — krzyknęła Diaspro. — Ile to lat goryczy musiałam przejść? Domyślasz się? Teraz to już nieistotnie. Nadszedł czas, by wszystko naprawić. Nadszedł czas, by wszystko stało się takie, jakie od zawsze być powinno. Chyba domyślasz się, kogo mam na myśli? — spytała ze złośliwym uśmiechem na twarzy.

— On wolałby umrzeć niż być z tobą. Ty nie masz serca! — wrzasnęła.

— No popatrz... Termin naszego ślubu jest już ustalony. Dalej sądzisz, że woli umrzeć niż być ze mną? Sky i Diaspro... Będziemy do siebie pasować. To brzmi jak przeznaczenie, prawda?

— Mów, co z moją matką! Wiem, że ty też za tym stoisz!

— Zanim twoi rodzice by odeszli, moja twarz nabrałaby zmarszczek. Jako królowa, nie powinnam ich mieć, prawda? — Uśmiechnęła się diabelsko.

— Sugerujesz, że mój ojciec... — zaczęła powoli Bloom.

— Tak? — spytała z udawaną niewinnością.

— Czy ty go...

— Tak, tak — zapewniła. — Przyspieszyłam ten zbyt długi proces. Pewnie wykryją truciznę w jego ciele za kilka dni, albo i nie. Obyło się z nim mniej spektakularnie niż z twoją matką, która stanowczo za głośno krzyczała. Szkoda, że zrobiło się tyle szumu o jej porwaniu. Przecież i tak nie znajdą jej żywej...

— Koniec! Skończ już! Wyjdę stąd i wtedy osobiście cię zabiję! Zrobię to gołymi rękoma! Zapłacisz za swoje czyny! — krzyczała roztrzęsiona Bloom. Przestała już słuchać, co Diaspro do niej mówi. Czarodziejka była totalnie zdruzgotana. Jej łzy płynęły bez końca. Co miała teraz zrobić? Jak sobie poradzić w obecnej sytuacji? Jak pogodzić się z tak wielką stratą? I jak cofnąć czas? Nie ma takiej możliwości. Czarodziejka czuła, że od tej pory jej życie stanie się wiecznym koszmarem.




Bloom podniosła się błyskawicznie po przebudzeniu. Widziała swoje drżące dłonie. Czuła strach i przygnębienie. Ulga, że to był tylko sen, nie pomagała zbytnio. Czarodziejka momentalnie chwyciła telefon i przejrzała listę ostatnich wiadomości i połączeń. Nie znalazła nic nowego. Bloom przez moment obawiała się, że za chwilę dostanie wiadomość taką jak we śnie. Ta myśl przyprawiała ją o dreszcze, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Po pewnym czasie trochę się uspokoiła, choć nadal czuła nienawiść do Diaspro. Tak bardzo się obawiała, że zrobi jej krzywdę, gdy tylko ją ujrzy. Nawet, jeśli ta nie zamierzała zrobić jej nic złego.

Ellen zawitała niedługo do każdej komnaty i zaprosiła wszystkich na śniadanie. Cała grupa w przeciągu kilku minut zebrała się na głównej hali. Było dosyć cicho. Każdy, za wyjątkiem Bloom, czuł się jeszcze senny. Jedzenie zostało już wcześniej naszykowane na dużym stoliku. Każdy wziął kilka kanapek i nalał sobie trochę ciepłej herbaty.

— I jak? Miał ktoś z was jakąś interesującą przygodę w nocy? — spytał Sky.

— Tak... — zaczęła Bloom. — Ja miałam, ale to dla mnie bardzo trudne. Nie wiem, czy chcę o tym mówić publicznie — przyznała.

— Zawsze możemy o tym porozmawiać na osobności — zaproponowała Ellen.

— Hmm... — zastanowiła się. — Zgoda, chodźmy do twojego pokoju — powiedziała czarodziejka. Wszyscy zostali sami i w ciszy jedli posiłek. Musa nie mogła pojąć tego, że Bloom wolała powiedzieć o swoim śnie Ellen, a nie przyjaciołom, których zna już tyle lat. W czarodziejce ponownie obudziła się nieufność, ale jak na razie w lekkim stopniu. Stało się tak z tego powodu, że Ellen dowiadywała się dosyć osobistych rzeczy. Co prawda nie zbiera tych informacji celowo. Chce tylko pomagać, więc są one oczywistym efektem ubocznym, ale nigdy nie wiadomo czy nie wyciekają gdzieś poza nią. Czy to możliwe, że Bractwo dostaje od niej kolejną wiedzę na temat czarodziejek?

Bloom od razu opowiedziała ze szczegółami cały swój sen. Nie zabrakło opisów jej uczuć. Elfka zrozumiała, jak trudne musiało być dla niej to przeżycie, ponieważ miała w sobie wielkie pokłady empatii.

— Twierdzisz, że Diaspro nie mogła zostać królową na twojej planecie? — spytała.

— Oczywiście, że nie. Ja jestem księżniczką i to do mnie będzie należał tron w przyszłości. Właśnie tego najbardziej nie rozumiem w tym śnie — mówiła Bloom.

— Powiedz, czy lubisz Diaspro?

— Nie przepadam za nią. Chciała ożenić się ze Sky'em w przeszłości. Wykorzystała podłą sztuczkę. Nawet ja się nabrałam i myślałam, że Sky mnie porzucił. To był jeden z najtrudniejszych momentów w moim życiu. Później, razem z Winx dowiedziałyśmy się, że w tej całej aferze maczał palce Valtor. Zapewne go znasz?

— Tak, słyszałam o nim trochę — stwierdziła. — Myślę, że obawiasz się o to, że jest osoba, która może odebrać ci to, co jest dla ciebie najcenniejsze. Niekoniecznie musi to być Diaspro, ale i tego nie wykluczam. Ona raczej była symbolem. Jest dla nas wskazówką w tej zagadce.

— Nikt inny nie przychodzi mi na myśl. Nie sądzę jednak, żeby Diaspro mogła zajść aż tak daleko, nawet jeśli nadal nie życzy mi szczęśliwego życia.

— Wierzę, że kiedyś uda ci się dokonać jak najbardziej trafnej interpretacji. Ja mogę przekazać ci co najwyżej moją opinię. Ty znasz siebie lepiej niż ktokolwiek inny.

— Tak, to dosyć oczywiste, tak myślę.

— Sugeruję, żebyś odwiedziła swoich biologicznych rodziców jak tylko skończymy tę misję. Wydaje mi się, że Bractwo da nam trochę wolnego czasu, więc będziesz mieć wyśmienitą okazję. Porozmawiasz z nimi, upewnisz się, że wszystko jest w porządku i rozwiejesz swoje obawy.

— Faktycznie, już dawno ich nie widziałam. Powinnam zrobić jak mówisz, bo inaczej będę się niepotrzebnie zamartwiać.

Bloom i Ellen zdążyły wrócić do pozostałych przed końcem wyznaczonej godziny na spotkanie. Czarodziejka smoczego płomienia czuła się już o niebo lżej.

— Mam nadzieję, że i nam opowiesz swój sen? — spytała Stella.

— Tak, zrobię to, ale jeszcze nie teraz — odpowiedziała Bloom.

— Ellen, mam ważne pytanie — odezwała się Musa.

— Słucham?

— Przez okres całej misji dowiesz się sporo na nasz temat. Czy te informacje przekażesz gdzieś dalej?

— Nie zrobię tego. Moim zadaniem jest pilnowanie prawidłowego przebiegu misji. Bractwo dowie się jedynie o wyniku jej zakończenia — wytłumaczyła.

— Nasze lęki mogą być wykorzystane przeciwko nam, dlatego o to pytam. Myślę, że nikt nie chciałby, aby Bractwo dowiedziało się o nas aż tyle — oznajmiła Musa.

— Rozumiem. Nie ma przymusu zdradzania mi treści waszych snów lub opisywania kontaktów z duchami. Możecie takie doświadczenia zachować dla siebie. Jestem po to, aby wam pomagać, a nie ściągać informacje o was.

— Zabrzmiało uspokajająco — przyznał znudzony Riven.

— Ty zapewne zachowasz wszystko dla siebie? — spytała go Musa.

— Pewnie, że tak. To przecież nie jej sprawa, co mi się śni — odparł nieprzyjemnie. Ellen tylko spojrzała na niego i westchnęła, jakby miała do czynienia ze źle wychowanym dzieckiem.

— Jesteś naszą przyjaciółką i mamy do ciebie zaufanie — oznajmiła Bloom.

— Nie wliczając oczywiście marginalnych przypadków — dodała Stella.

— Doceniam to — przyznała Ellen. — Cóż, powoli kończy się nam czas — powiedziała po chwili. — Pora wracać do komnat. — Po tych słowach, w powietrzu dało się poczuć niechęć prawie każdej osoby. Kto będzie następny?


7 komentarzy :

  1. Bardzo trudno mi ocenić ten rozdział. Na pewno plus za szybkość w pisaniu ;-) oraz za orginalne podejście do lęków Bloom. Wspaniale opisałeś jej sen, przez cały czas myślałam,że to się dzieje na prawdę. Jednak dalej czekam na sny magików :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już myślałam, że będę rozczarowana brakiem snów pozostałych czarodziejek, ale się na szczęście pomyliłam.
    Szczerze mówiąc naprawdę zaczęłam wierzyć, że blondyna przejęła koronę Domino i że wtedy stało się trochę strasznych rzeczy. Nawet było mi trochę szkoda Bloom, chociaż lekko uśmiechnęłam się, kiedy okazało się, iż to Diaspro jest królową. Nawet po obudzeniu współczułam rudowłosej.
    Bardzo mi się podoba ten rozdział, ciekawie się go czytało. Mam nadzieję, że opiszesz sny pozostałych osób.

    Pozdrawiam :)
    *raany, przez te przeziębienie tracę wenę do pisania czegokolwiek*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne opowiadanie [chociaż wolałabym o Florze(ach Ja i moje wymagania xd)],nie przepadam za Bloom ale chyba polubiłam tą czarodziejkę dzięki temu opowiadaniu.Chwała Ci Wielki Anaganie!
    No cóż pozostaje mi czekać na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    ~Ta z konta animowego :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego ten rozdział jest bez tytułu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz, po prostu nie przyszedł mi do głowy żaden dobry, pasujący tytuł.
      Dwa, pomyślałem, że będzie trochę bardziej oryginalnie jak dam taki "tytuł" choć jednemu z rozdziałów, więc tak zrobiłem.

      Oto cała zagadka. ;)

      Usuń
  5. Wreszcie zebrałam się w sobie, znalazłam troche czasu i w miarę działającą klawiaturę, więc postanowiłam napisać komentarz. Co z tego, że czytam twoje opowiadanie od pierwszej serii? Moje lenistwo jest tak niesamowicie denerwujące i sprawiło, że dopiero teraz komentuje. Chyba powinnam przywalić sobie plastikową patelnią.
    Zaczne ten nieskładny komentarz od ocenienia stylu. Pamiętam jak parę lat temu odkryłam twojego bloga. Po przeczytaniu paru rozdziałów wylądowałeś w czołówce internetowych pisarzy. Zaczynałam wtedy pisać i gdy tylko miałam jakiś problem zastanawiałam się jakbyś ty to rozwiązał. Z biegiem lat jestem wstanie zauważyć naprawdę ogromną różnicę między pierwszym, a ostatnim rozdziałem. Co prawda poziom pierwszych paru rozdziałów trzeciej seri jakby trochę spadł, to jednak w ostatnich dwóch pokazałeś na jakim wysokim poziomie jest twoje opowiadanie.
    Podziwiam cię za opisy. Ładnie wplatasz je w całość, nie są wymuszone. Tempo akcji jest odpowiednie ani za szybkie ani za wolne.
    Nie mogę się też przyczepić do fabuły - jest przemyślana, jedno zdarzenie wynika z drugiego, Dotego masz bardzo ciekawe pomysły. Chociażby Ellen, która jest świe wykreowaną bohaterką, a wprowadzenie jej było genialnym pomysłem. Wątek z snami naszych bohaterów jest jak najbardziej trafiony. Jeszcze nigdy nie spootkałam się z czymś takim.
    Podczas czytania poszczególnych rozdziałów nie wyłapałam zbyt wielu błędów. Czasami zauważyłam jakąś literówkę, ale sama często ich nie zauważam.
    Kończę już ten wyjątkowo nieskładny komentarz obietnicą, że od dzisiaj będę komentowała regularnie.
    Czekam na kolejnu rozdział i weny życzę.
    Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno niż wcale, prawda? Dziękuję, że napisałaś ten długi i treściwy komentarz.

      I pomyśleć, że to już w latach można spokojnie liczyć, odkąd zacząłem prowadzić tego bloga...

      Poprawa stylu pisania to dobra rzecz. Czegoś się nauczyłem przez te lata, na pewno. :)

      Przyznam, że nie pomyślałbym o tym, że parę pierwszych rozdziałów trzeciej serii może odstawać poziomem od kolejnych. Jako autor mam zapewne inny punkt widzenia. Może jak kiedyś przeczytam sobie jeszcze raz drugą i trzecią serię to zauważę tę niedogodność. Dzięki za uwagę. :)

      Literówki na pewno się zdarzają. Nie wyłapuję zwyczajnie wszystkich błędów w tekście przed publikacją. Ostatnimi czasy po prostu poprawiam, jak tylko zauważę przypadkiem byka już po publikacji. Nie lubię literówek w tekście.

      I komentuj kiedy jest Tobie wygodnie. ;)

      Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam!

      Usuń