piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 39 - Słodycz



Jeszcze tego wieczoru, Bloom odwiedziła swoją matkę w kwiaciarni.

— Witaj, mamo! Za ile wychodzisz? — spytała chwilę po tym, jak weszła.

— Miło, że przyszłaś. Jeszcze tylko podleję kwiaty. Chciałabym cię o coś spytać.

— Tak? — zapytała otwarcie czarodziejka.

— Jakie masz zdanie o moich pomocnikach? Ty i Stella długo z nimi rozmawiałyście. Coś jest nie tak? — Vanessa poszła po konewkę i nalała do niej wody.

— Powinnam być z tobą szczera, mamo… — oznajmiła po paru chwilach Bloom.

— Znowu to samo, co kilka lat temu? Tym razem wcześniej zareaguję. I… jeśli to będzie konieczne, przesiedzę tutaj nawet całą noc — mówiła Vanessa, przypominając sobie nieprzyjemne wydarzenie z przeszłości.

— To nie jest tak, mamo. Wszystko ci wyjaśnię. Otóż, tamci dwaj, kiedyś byli naszymi wrogami, lecz gdy toczyłyśmy ostateczną bitwę, wsparli nas. Wynika z tego to, że się zmienili. Widzę to po nich. Według mnie, są godni zaufanie, lecz chcę żebyś wiedziała, że to oni uwolnili Łowców Czarodziejek. Oprócz tego, porwali Roxy, by potem móc szantażować jej matkę. Tym sposobem ją przekonali, aby uwolniła Łowców. Teraz wszystko rozumiesz, mamo?

— Dobrze zrobiłaś mówiąc mi o tym. Mam z nimi same dobre relacje. Są mili, uczynni i rozmowni. Szczerze mówiąc, przyjemniej mi się pracuje w ich towarzystwie. Jeśli natomiast mówisz takie rzeczy, to zaczynam się bać. Przecież istnieje szansa, że mogą zrobić coś złego, prawda? — Vanessa wolała pozostawić decyzję w rękach Bloom.

— Ja wierzę w ich przemianę. Stella ciut mniej — oznajmiła dziewczyna.

— Ufam tobie najbardziej na świecie. Wobec tego, moi pomocnicy zostaną w sklepie — postanowiła matka Bloom.

— To ten problem mamy już z głowy. Gdybyś jednak zauważyła coś podejrzanego, mamo, to wiedz, że zawsze możesz mnie zapytać o radę.

— Będę pamiętać, dziękuję.

— W takim razie, możemy już iść?

— Tak, właśnie skończyłam podlewać kwiaty.


W tym samym czasie, na planecie Zenith, Tecna zaprowadziła Helię i Florę do ich pokoju gościnnego w zamku jej ojca. Flora nie potrafiła przekonać się do klimatu tej planety. Pokój również zbytnio nie przypadł jej do gustu. Wiedziała, że mimo wszystko będzie musiała się dostosować do panujących warunków. Helia podszedł do wszystkiego lepiej. Nowe środowisko pobudziło jego artystyczną duszę. Pokój był wyposażony w dwa łóżka, szafę, komodę i stół. W pomieszaniu znajdowało się jedno, duże okno. Flora usiadła na parapecie i oparła głowę o ścianę. Oglądała zimne i ciemne miasto technologii. Widziała kilometry dróg i setki budynków, aż po horyzont. Roboty chodziły po ulicach, a te mniejsze latały nad budynkami. Czarodziejka natury długo szukała chociażby kilku drzew, jakichś śladów natury. Ptaki praktycznie nie istniały. Od widoku z okna biło chłodem i zdaniem Flory, smutkiem. To tylko pogarszało nastrój czarodziejce, ale nie mogła sobie znaleźć nic lepszego do roboty, więc tylko wyglądała przez okno. Z Helią nie miała nadal ochoty rozmawiać. Wkrótce położyła się na łóżku. Usnęła po paru minutach. Gdy Helia to zauważył, zgasił światło. Potem sięgnął po szkicownik i zajął miejsce na parapecie. Delikatne światło, o delikatnym odcieniu błękitu, padało z okna na ciało Flory leżącej na łóżku. Czarodziejka natury wyglądała wtedy szczególnie pięknie. Można było ją porównać do kwiatu, któremu brakuje wody do życia. Magik przyglądał się jej przez parę chwil. W końcu chwycił ołówek i zaczął ją rysować. Nie pamiętał już, kiedy miał tyle weny. Czas leciał, a jego ręka sama tworzyła prawdziwe dzieło sztuki. Minęła godzina i Helia skończył rysować. Wyrwał kartkę z bloku i położył ją na szafce przy łóżku Flory. Następnie opuścił pokój. Czuł, jak jego ukochanej jest tutaj źle. Bardzo mu na niej zależało. Gdyby było inaczej, odpuściłby sobie ten wyjazd. W tym momencie, szedł opustoszałym korytarzem i bezustannie rozmyślał, jakim sposobem poprawić nastrój czarodziejce. Po kilku minutach, do głowy zawitała mu pewna myśl. Dziwił się, że nie wpadł na to od razu. Czym prędzej, opuścił budynek. Noce na Zenithcie były szczególnie zimne. Mężczyzna mógł to przewidzieć i ubrać się cieplej, ale nie miał ochoty się wracać. Szedł wytrwale długimi ulicami. Rzadko widywał ludzi. Częściej były to maszyny, które wyglądały jakby nie zwracały na niego uwagi. W każdym razie, zawsze istniało prawdopodobieństwo, że każdy jego krok jest obserwowany przez roboty w powietrzu. Na planecie technologii nie stanowiło to niczego wielkiego. Helia szedł dalej. Robiło się coraz zimniej. Specjalista nie poddawał się. Gdy już niemal stracił nadzieję, że uda mu się odnaleźć to, czego szukał, ujrzał pewien sklep przypominający kwiaciarnię. Zajrzał do niego. Rozejrzał się po półkach. Niemal prawie każdy kwiat był sztuczny. Helia poszukał żywej roślinki. Znalazł ją. Chwycił doniczkę i zaczął wodzić wzrokiem po sklepie. Szukał kasy, ale tej nigdzie nie było.

— Przepraszam, jest tu kto? — Mężczyzna odniósł wrażenie, że mówi sam do siebie.

— Słucham? — Ktoś wyszedł z innego pomieszczenia.

— W jaki sposób mogę zapłacić?

— Posiadasz kartę płatniczą?

— Mam tylko gotówkę, niestety.

— W tych stronach preferujemy karty. Jednakże, nic straconego. Możesz zapłacić mi. — Po tych słowach, Helia wyciągnął odpowiednią sumę pieniędzy i przekazał właścicielowi sklepu.

— Dziękuję — powiedział i skierował się ku wyjściu.

— Miłego wieczoru i dobrej nocy — usłyszał za sobą.

— Doskonale! To na pewno poprawi jej humor! — powiedział do siebie zadowolony magik. Szybszym krokiem wrócił do zamku. Panująca temperatura nie wpływała na niego. Idąc korytarzem, minął się z Tecną.

— Helia, gdzie ty byłeś, że tak zmarzłeś? — zapytała pierwsza.

— Szukałem czegoś dla Flory. Biedna, męczy się, kiedy nie ma żadnych roślin — oznajmił Helia współczując czarodziejce natury.

— Na przyszłość cieplej się ubieraj. Bardzo miło, że o niej pomyślałeś. Jutro wybierzemy się za miasto. Odwiedzimy miejscowość bliską naturze — obiecała Tecna.

— Dobrze to słyszeć. Do zobaczenia jutro — Helia poszedł dalej, do pokoju. Chwycił klamkę i cicho otworzył drzwi. Wszedł ostrożnie i ustawił kwiat na tej samej szafce, obok rysunku czarodziejki natury. Flora dalej była w głębokim śnie. Helia niedługo potem sam się położył i zasnął.


Gdy Bloom i Vanessa zawitały do domu, ujrzały Mike’a i Stellę spędzających miło razem czas. Rozmawiali, a co jakiś czas w całym domu rozlegał się ich śmiech. Bloom zastanawiała się przez moment, o czym gadają. Podeszła do nich, siedzących na sofie. Ujrzała album ze zdjęciami. Szybko go wzięła i objęła rękoma. Jej postawa i mina mówiły, że jest to dla niej prawdziwy skarb, którego nikt nie powinien tykać.

— Tato, robisz mi wstyd przed przyjaciółką! — powiedziała Bloom z wyrzutem.

— Daj spokój, Bloom. Obejrzyjmy resztę zdjęć. Wyglądałaś uroczo w dzieciństwie! — mówiła Stella.

— To prawda. I jaki to wstyd przy najlepszej przyjaciółce, córeczko? — spytał ojciec.

— Haha, zgoda. Tylko zaczekajcie chwilę. Zrobię herbaty dla nas wszystkich i zaraz wracam z albumem — oznajmiła Bloom. I tak oto wszyscy spędzili długi i późny wieczór oglądając fotki Bloom z dzieciństwa.


Następnego dnia, Flora pierwsza się obudziła. Ziewnęła cicho i spojrzała na zegarek. Było około siódmej rano — dla niej w sam raz. Poczuła się wypoczęta i miała o wiele lepszy nastrój niż wczoraj. Wstała i już chciała wziąć się za pościelenie łóżka, lecz ujrzała coś, czego jeszcze nie widziała na swojej szafce nocnej. Najpierw zwróciła uwagę na kwiat w doniczce. Faktycznie, tego jej najbardziej brakowało w tym miejscu — roślin. Przez moment zastanawiała się, kto go postawił. Gdy ujrzała kartkę papieru, wszystko stało się dla niej jasne jak słońce. Chwyciła rysunek i przyglądała mu się. Helia stworzył prawdziwe arcydzieło. Czarodziejka natury nigdy nie znała kogoś, kto umiałby piękniej rysować. Dziewczyna poznała siebie na obrazie. Oglądając go, wręcz czuła to samo, co postać leżąca na łóżku. Helia sprawił jej przyjemną niespodziankę. Czarodziejka złożyła kartkę na kilka części i schowała ją do kieszeni. Uznała, że to będzie jedna z tych rzeczy, które zawsze będzie mieć przy sobie. Jej ukochany dalej spał. Flora jednak nie zamierzała go budzić, lecz chciała pójść na mały spacer. Czuła natomiast potrzebę odwdzięczenia się mężczyźnie. Przeszła się po pokoju, szukając jego bloku rysunkowego. Szybko go znalazła. Ołówek leżał w jego pobliżu. Czarodziejka narysowała duże serce. Trochę je wycieniowała i ozdobiła. Pomyślała, iż tyle w zupełności wystarczy. Estetyka pracy stała na zadowalającym poziomie — jak większość rzeczy robionych przez Florę. Do umiejętności Helii jeszcze sporo jej brakowało, ale czasem po prostu więcej znaczy, że coś zrobiono z sercem i talent nie jest wtedy najważniejszy. Liczą się tylko intencje twórcy. Chwilę potem, dziewczyna położyła rysunek na jego szafce, a blok odłożyła na miejsce. Przed samym wyjściem, ucałowała Helię w policzek. W tym momencie czuła, jakby wszystko było jak dawniej — jak gdyby nic przez te miesiące się nie zmieniło. Flora zamknęła cicho drzwi patrząc przez chwilę na mężczyznę. Potem udała się do pokoju Tecny.

— Cześć, Floro! Jak spędziłaś noc? Słyszałam, że nie możesz się przyzwyczaić do tutejszych warunków, tak? — pytała Tecna. Wyglądała na naprawdę troskliwą, trochę inaczej niż zwykle.

— Hej! To prawda. Nie miej mi za złe. Dzisiaj będzie już lepiej. Skąd wiedziałaś, jak się czułam, skoro nie odwiedzałaś nas wczoraj?

— Widziałam Helię, jak wrócił z miasta. Wyglądał, jakby go przewiało. Szukał dla ciebie jakiegoś kwiatu i wtedy mi o wszystkim powiedział.

— Jest taki troskliwy. Bardzo to doceniam i rzeczywiście, dzisiaj jest mi już o niebo lepiej.

— Mam dobrą wiadomość! Dzisiaj wybieramy się do miejscowości, w której nie ma takiego postępu technologicznego. Będziesz mogła trochę się zrelaksować na łonie natury.

— Brzmi wspaniale, dziękuję. — Flora uścisnęła Tecnę.


Za blisko półtorej godziny później, wszyscy kierowali się do przystani powietrznych pojazdów na Zenithcie. Tecna i Timmy pełnili rolę przewodników. Dużo opowiadali o komunikacji miejskiej na tej planecie. Helia i Flora wiele z tego nie potrafili zrozumieć. Po prostu szli za nimi i wymieniali czasem między sobą śmieszne spojrzenia, wyrażające olewanie niemożliwości pojęcia przez nich całej tej technologii. W pewnej chwili, cała czwórka stanęła na dużym krążku umiejscowionym na chodniku. Ten uniósł się pionowo w górę i zatrzymał się przy drodze wiszącej w powietrzu. Tecna nazywała to drugim piętrem miasta. Przystań była nieopodal. Najbardziej rzucający się element stanowił wielki, przezroczysty, bardzo płaski ekran. Wyświetlał mnóstwo informacji, które potrafili zinterpretować zapewne tylko mieszkańcy tej planety. Jednakże, rozkład jazdy odczytali również Flora i Helia. Czarodziejka technologii podeszła do ekranu, zdjęła rękawiczkę i położyła na nim swoją dłoń. Obraz uległ zmianie. Tecna zaczęła szybko stukać i wpisywać dane. Potem odwróciła się do przyjaciół i oznajmiła im, że ma tutaj specjalne przywileje jako córka króla i może wzywać wehikuły na przystanie. Faktycznie, po paru sekundach, grupa weszła na pokład i wszyscy zajęli miejsca.

— Zapnijcie pasy! — nakazała Tecna.

— Do czego nam pasy? — spytała Flora.

— Przekonacie się, ruchy! — Po słowach Timmy’ego, Helia i Flora niezwłocznie wykonali polecenie. Pojazd ruszył powoli, jednak przyspieszył do bardzo wysokiej prędkości. Wtedy jazda stała się mniej komfortowa dla dwójki nietutejszych. Całe szczęście, nie trwała tak długo — około minutę. Wehikuł zwolnił i każdy wyszedł na zewnątrz.

— Podobała się wam przejażdżka? — zapytała czarodziejka technologii.

— Za krótko było. Mój żołądek jeszcze jest na swoim miejscu… — powiedział ironicznie Helia.

— Mam podobne zdanie, co Helia — przyznała Flora.

— Nie potraficie zaszaleć, naprawdę. — Tecna się śmiała. Wywołało to ich zdziwienie każdego, za wyjątkiem Timmy’ego.

— Słuchajcie, dalej pójdziemy pieszo, ponieważ nie istnieje szlak komunikacji miejskiej do tamtej miejscowości — poinformował Timmy.

— Daleko to? — zapytała krótko Flora.

— Prawie dwa kilometry. Myślę, że szybko dotrzemy na miejsce — mówił Timmy patrząc na ekran swojego smartfona. Następnie zaczął iść przed siebie i pokierował grupą. Długi spacer pozytywnie wpłynął na wszystkich, a w szczególności na Florę. Rześkie powietrze, coraz więcej roślinności i zwierząt co kilkadziesiąt kroków tchnęły życie w czarodziejkę. W połowie drogi, Flora spoglądała na Helię. Szedł on spokojnie z głową podniesioną do góry. Na jego twarzy malował się uśmiech. Co pewien okres czasu rozglądał się i podziwiał widoki. Czasem widział jak czarodziejka na niego patrzy. Widocznie i jemu podobał się spacer oraz, czego nie szło ukryć, Flora. Czarodziejka natury przypomniała sobie o tym, co dla niej zrobił poprzedniego dnia. Chwyciła, z początku trochę nieśmiało, jego dłoń. Przypadek, albo i nie, sprawił, iż Helia również wrócił na chwilę myślami do początku dnia. To, co ujrzał, gdy się obudził, bardzo go w duchu ucieszyło. Rysunek serca mówił więcej niż tysiąc słów. Ponadto, tej samej nocy, miał sen z Florą. Zdawało mu się, że go w nim pocałowała w policzek. Magik spojrzał na Florę. Wyglądała na taką szczęśliwą. Uśmiechała się, ale jej oczy ukazywały znacznie więcej. Mężczyzna zatrzymał się. Ona zrobiła to samo. Obydwoje patrzeli sobie w oczy. W pewnej chwili, Helia objął ją w pasie. Czarodziejka oplotła rękoma jego szyję. Flora i Helia zaczęli się namiętnie całować. Cały świat przestał mieć wtedy dla nich jakiekolwiek znaczenie.


W pewnym momencie, Tecna i Timmy spostrzegli nieobecność tamtej pary. Spojrzeli za siebie i ujrzeli ich w oddali. Najwidoczniej znaleźli sobie jakieś ciekawe zajęcie, jak to określił Timmy, widząc ich razem. Czarodziejka technologii spojrzała na nich z uśmiechem na twarzy. Flora i Helia w pewnej chwili przystopowali z okazywaniem sobie uczuć i poszli przed siebie, trzymając się za ręce. Za około pół godziny, wszyscy dotarli na miejsce. Najpierw udali się do gospody, ponieważ głód dawał o sobie znać każdemu, więc należało go czymś zaspokoić. Do wnętrza wpadało światło słoneczne przez duże okna. Tecna i Timmy usiedli przy jednym stoliku, a Flora i Helia przy innym. Timmy zamówił jedzenie dla wszystkich i wrócił na miejsce. Wkrótce posiłek został przygotowany i dotarł do dwóch stolików. Helia chwycił dwoma palcami winogrono z talerza i pokierował je powoli w kierunku ust Flory. Czarodziejka złapała pyszny owoc i go zjadła. Mężczyzna powtórzył to jeszcze kilka razy.

— Pragniesz mnie nakarmić winogronami, czy co? — spytała Flora z promiennym uśmiechem na twarzy. Potem obydwoje zaczęli się głośno śmiać, aż w końcu przykuli uwagę wszystkich gości w pomieszczeniu. Wtedy dopiero zapanowała całkowita cisza, a zakochana para skończyła zwyczajnie posiłek.





Pora zacząć ferie! :D

2 komentarze :

  1. super szczęśliwe zakończenie podobało mi się , Życzę Ci udanych ferii i sobie też xD.

    OdpowiedzUsuń
  2. nareszcie się doczekałam rozdziału... bardzo fajny rozdział, ale ja chce więcej o Florze i Heli dopóki nie będzie wszystko ok

    OdpowiedzUsuń